9.5.18

Mój Vintage - Zielona koniczynka

Zapowiadana sukienka z Drezna nr 1. Ta, która była w gorszym stanie. Wymagała ode mnie paru godzin pracy, ale suma sumarum opłaciło się zainwestować w nią trochę czasu. Jak wspominałam, ku grozie i oburzeniu mojej babełę (jak to takie szmaty nosić hurr durr), sukienkę tą dostałam za darmo jako gratis do zakupów w hali ze starociami.

   Sukienka została uszyta z bawełny, pochodzi z lat czterdziestych najprawdopodobniej, chociaż może to być też końcówka lat trzydziestych. Uszyta została z dwóch materiałów, szarego, gładkiego i wzorzystego kwiecistego. To wskazywałoby na lata czterdzieste, bowiem ze względu na brak tkanin, radzono sobie używając resztek i tworząc wielobarwne kolaże. Sukienka jest z boku zapinana na metalowe zatrzaski, pod szyją wiązana na kokardę. Ma niewielkie poduszki przy ramionach, co też sugeruje już raczej lata czterdzieste. Najprawdopodobniej uszyta była przez krawcową, albo małą firmę odzieżową, bo chociaż nie ma metek, w większości wykończono ją bardzo profesjonalnie. Najprawdopodobniej to produkt niemiecki.
  Obecnie sukienka jest jasnozielona, ale jej oryginalny kolor był nieco inny. Musiałam ją zafarbować, ponieważ była ona odbarwiona od promieni słonecznych. Nie chciałam jednak niszczyć kwiatków i walnąć wszystkiego na aksamitną czerń, więc zaryzykowałam z jasną zielenią od Simplicol (Majowa Zieleń, czy jakoś). Nim doszło w ogóle do farbowania sukienkę należało dokładnie wyprać. Ślady po ałunie, czy innym środku z aluminium udało się zniwelować dzięki odplamiaczowi Dr Beckmann do rdzy i śladów po dezodorancie. Namoczona w nim sukienka szczęśliwie nie doznała żadnych obrażeń - z wiskozą czy jedwabiem bym tak nie ryzykowała, ale bawełna czemu nie? Po farbowaniu i wyschnięciu sukienki okazało się, że operacja skończyła się sukcesem, chociaż kwiatuszki bardziej przypominają teraz wojskowy kamuflaż, ale uwierzcie mi, że lepsze to, niż dół we wszystkich kolorach przepalonej tęczy.
  Kolejną fazą naprawy były dziurki. Porobiły się tak, że wystarczyło pogłębić zaszewki i szwy i najgorsze z nich poznikały. Milimetrowe przetarcia zakleiłam lakierem do paznokci, by się nie poszerzały. Dół i górę obszyłam ręcznie zielonym kordonkiem, by zabezpieczyć przed strzępieniem się.
  Sukienka jest bardzo śliczna, chociaż na mnie przyduża, ale nad tym jeszcze popracuję. Problem jest z tym, że ma trochę przykrótki korpus, albo ja mam za długi, ale kolor tak mi się podoba, że będę i tak ją nosić.
Podobał się wpis? Będę wdzięczna za kawę.





4 comments:

  1. Bardzo ładna sukienka, ale zakochałam się we włosach.

    ReplyDelete
  2. Ło Panie, ale to cudne, jak Ty w tym ślicznie wyglądasz.
    Marzę o takiej kiecce :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziekuje :D Szukajcie a znajdziecie :) lumpeksy stoja otworem

      Delete