31.5.16

Ząbkowice Śląskie cz. I - Stary Cmentarz

Naszych wojaży po Dolnym Śląsku ciąg dalszy. Jakoś nie udaje nam się nigdy dotrzeć do Wałbrzycha, który jest moim must see, bowiem byłam w tym mieście tylko raz, jakieś 5 lat temu i wówczas bardzo mi się tak podobało (tak!). W ten weekend po raz kolejny miałam je odwiedzić, ale jak zwykle w ostatniej chwili plany uległy zmianie i tak wylądowałam w Ząbkowicach Śląskich, mieście znanym głównie z tego, że kiedyś nazywało się Frankenstein. Niemniej, obojętnie czy były one inspiracją, czy też nie, do powstania arcysłabej powieści, która jakimś cudem wpisała się do popkulturalnego kanonu, Ząbkowice odwiedzić warto.

30.5.16

Lipsk w Boże Ciało

Boże Ciało to jest dla mnie doprawdy dziwne święto. Przynajmniej w polskim wydaniu. Z jednej strony okazja do długiego weekendu, z drugiej niemożność swobodnego poruszania się w mieście czy pomiędzy miastami. Dla osoby z innej paczki religijnej święto to jest niebywale upierdliwe. Dlatego żeby nie psuć sobie, ani innym nerwów, po prostu co roku na ten czas wyjeżdżam z Polski. Najczęściej cały dzień spędzam wówczas w jakimś archiwum, czy ze znajomymi, to kompletnie nie rejestruję tego jak ono przebiega gdzie indziej, ale tym razem zobaczyłam jak to się robi w Lipsku.

27.5.16

1935 - sukienka letnia - Niobe

Po wielu bólach, płaczu, zgrzytaniu zębami, uciekającej lamówce i niesfornymi elementami wykroju, które ginęły, udało mi się ukończyć letnią sukienkę, którą ochrzciłam Niobe. Wykrój, z którego korzystałam pochodzi z niemieckiego magazynu z 1935 roku, pełnego naprawdę zniewalających projektów (chce je wszystkie!), ale zaczęłam od jednego, który znajdował się na okładce.
Do wykonania kiecki użyłam materiału typu merino, bardzo przyjemnego, lejącego się i niegniotliwego, a dodatkowo na tyle lekkiego, że spokojnie nada się na wiosnę i lato. Merino ma jednak jedną poważną wadę: strasznie, ale to strasznie się siepie i jeśli nie macie overlocka jak ja, druga strona Waszych tworów będzie wyglądała po obrzuceniu dość dyskusyjnie.

21.5.16

Modystką nie będę...

Od dawien dawna polowałam na określony typ kapelusza, który zrobił się szalenie popularny w latach trzydziestych i czterdziestych. Kapelusik ten przypominał odrobinę dziewiętnastowieczne czepce wiktoriańskie, ale nie był tak duży i pokryty tyloma ozdobami. Że za nic nie byłam w stanie sobie takiego sprawić, bo mi je wykupowano zanim pieniądze trafiły mi z konta na paypal, to pomyślałam, że spróbuję swych sił w modniarstwie. Okazja nadarzyła się w tym roku. Pojechałam do Łodzi na warsztaty, ale z planowanego kapelusza nic mi nie wyszło. Formowanie filcu jest dla mnie po prostu za trudne i kompletnie się do tego nie nadaję. Z warsztatów wróciłam z daszkiem, który momentalnie mi oklapł i się wyprostował, a próby reanimowania go spełzły na niczym. Jego smętne zwłoki pochowałam w szufladzie. Wyglądało na to, że wymarzonego nakrycia głowy nie zdobędę nigdy.

12.5.16

Bawełniana w róże

       Dorobiłam się w końcu sprawnej maszyny. Na kwadracie z Kasią mamy ich co prawda już cztery, ale dotychczas trzy nie działały, ale po godzinach napraw udało się nam przywrócić je do życia. Niemniej i tak otrzymałam od mamełe w urodzinowym prezencie nowego, wściekle różowego Łucznika (model Alicja), po którego pojechałam na Kromera. Na razie sprawuje się bez zarzutu.

11.5.16

Spacer po Ołbinie

Wracając do weekendu urodzinowego: W niedzielę był Brzeg Dolny, w sobotę zaś spacer po Ołbinie. Tak się złożyło, że jedno z moich miejsc pracy znajduje się na Nadodrzu, właściwie nieco granicząc z Ołbinem. O ile Nadodrze znam dość dobrze, to Ołbin długo pozostawał dla mnie szarą plamą na mapie Wrocławia, a szkoda. Słyszałam bardzo wiele o secesyjnych kamienicach, których piękno skutecznie pożera czas i zniszczenia dokonywane przez mieszkańców i władze miasta. Dlatego nim to wszystko przepadnie polecam Wam: idźcie i zobaczcie na własne oczy.
To ja tamtego dnia

9.5.16

Bolków przed sezonem

Lubię mieścinę Bolków. O ile pierwszy raz odwiedziłam ją wiele lat temu z okazji Castle Party, to zawsze chciałam tam wrócić kiedy nie będzie imprezy, by zobaczyć jak miasto wygląda na co dzień. A szczerze powiedziawszy nie różni się zbyt wiele.
Ja w Bolkowie


7.5.16

Torebeczka

      Wygląda na to, że mamy w końcu wiosnę. Pewnie i tak jutro spadnie grad ze śniegiem. Niemniej wykorzystując odrobinę dobrej pogody wyszłam dzisiaj do pracy bez płaszcza. Pierwszy raz w tym roku! Ubrana byłam dość standardowo jak na siebie, ale jest jeden detal, który stanowi nowość. Jest to niewielka, skórzana torebeczka vintage zapinana na bigiel, którą dorwałam w sklepie ze starociami.

6.5.16

Wizyta w Brzegu Dolnym

W weekend przed moimi urodzinkami (25.04) miałam moc atrakcji. Mimo super paskudnej pogody wybrałam się do Brzegu Dolnego. Miejsce to od dłuższego czasu mnie interesowało. Mam skłonność do miejsc, którym stała się jakaś krzywda. A nie inaczej było z pałacem i parkiem w Brzegu Dolnym. O ile pałac został po prostu koszmarnie przebudowany po wojnie (chociaż i tak robiono co się dało) to jeden element parku nie daje mi zasnąć. Mowa o mauzoleum należącym do dawnych właścicieli posiadłości. O tym jednak później.
Ja prezentowałam się tego dnia następująco:

4.5.16

Drezno i Goerlitz

       Majówka za nami. Mimo swojej ogromnej niechęci do Drezna, za namową mamuśki pojechałam wraz z nią tam i przekonałam się, co jest nie tak, że za Dreznem nie przepadam. Szczęśliwie wcześniej zaklepałyśmy sobie nocleg w samym centrum zaraz przy Frauenkirche, bo w długi weekend Drezno było okupowane tabunami Polaków, którzy przyjechali by zrobić zakupy w Primarku. Mamuśka of course nie wierzyła mi, że na drezdeńskim dworcu Polaka rozpoznaje się po papierowej torbie z Primarka, ale w pociągu powrotnym spotkała na to żywe dowody. Szczerze mówiąc fenomenu tego sklepu w ogóle nie rozumiem. To, że coś jest tanie to nie znaczy, że trzeba to koniecznie kupować. Niemniej, wróćmy do Drezna.
Widać, że mnie to Drezno styrało