19.5.18

Mój Vintage - Kapelusze i kwiaty + Old Fleas Berlin

Miałam naprawdę intensywny weekend. Zaraz po Koglu Moglu i wykładzie, na drugi dzień o świcie ruszyłam do Berlina w asyście Kasieły i divine platinum blonde Karolinie, cesarzowej Lindy Bopów i Matce Wszystkich Papug. Okazja trafiła się nie lada, bo w czwartek przeczytałam, że w Ballhaus Berlin przy Chausseestraße 102 odbywa się Vintage Market o nazwie Old Fleas. Okolica Chausseestraße jest mi baaardzo dobrze znana i przypomina mi najpiękniejsze chwilę 2010 roku, kiedy pierwszy raz pojechałam do Berlina sama, w towarzystwie 15 euro, niezmordowanych zamszowych bucików, które miałam od 2 klasy gimnazjum i odstrojona jak choinka. Czasy jak wczasy. Dawno temu to było, ale fakt, faktem, że okolicę znam bardzo dokładnie, toteż się bardzo ucieszyłam, że cykliczne vintage markety są organizowane właśnie w lokalu, nad którym parę razy spałam.

   Hołdując zasadzie na przypale, albo wcale, pojechałyśmy głównie pooglądać cuda i dziwy, jakie oferować miał vintage market. Skończyło się natomiast na konsumpcyjnej rozpuście, podsycanej telefonem do mamy: A jak ładne to se kup. - Mama wie najlepiej. Ale spokojnie, dojdziemy do tego.
   Ballhaus jest naprawdę dużym, ciemnym lokalem, którego wnętrze przywodzi na myśl najlepsze lata Weimaru i atmosferę rodem z mojego ulubionego filmu z Lilian Harvey: Einbrecher z 1930 roku. Ma to jednak swój minus, bo ubranka oglądane w tym świetle nie prezentują się zbyt spektakularnie i żeby ocenić jak wyglądają, trzeba biegać do wyjścia, gdzie wpada światło dzienne. Jednak, dla takiego klimatu warto.

Rzeczy, jakie możemy znaleźć, pochodzą głównie z lat 1920-1950, chociaż miłośnicy późniejszych dekad również mogli znaleźć coś dla siebie, królowały jednak lata trzydzieste i czterdzieste, czyli moje ukochane epoki, jeśli chodzi o modę. Do kupienia nie były tylko oryginalne ubiory, ale także dodatki: torebki, nakrycia głowy i cała góra butów. Osoby zajmujące się szyciem i konserwacją mogły uzupełnić swoje zasoby o szklane guziki z lat dwudziestych i trzydziestych, żabki do pasów do pończoch, edwardiańskie koronki, czy eleganckie kołnierzyki i klamry od pasków. Na stoiskach piętrzyły się magazyny o modzie, z wykrojami i bez, z epoki, jak i pojedyncze, współczesne kopie starych wzorów, które pomogą nam w stworzeniu wymarzonej sukieneczki. Do wyboru do koloru. Dominowała jednak odzież. Zarówno damska jak i męska. Dla facetów, którzy w Polsce mają dość ograniczone pole do popisu, Old Fleas to całkiem niezła alternatywa.
Na Old Fleas powinno się też wysłać wszystkich tych, którzy twierdzą, że Niemki są brzydkie. Od razu zmieniliby zdanie. Takiego nagromadzenia pięknych dam nie widziałam nigdzie indziej. W tym załapało się wiele dziewczyn, które kojarzę z instagrama! To takie dziwne widzieć ludzi z internetów, których stylówki bardzo poważam, w realu.Na żywo te wszystkie epokowe stroje prezentowały się jeszcze lepiej, podobnie jak noszący je osobnicy.
    Podobało mi się naprawdę wiele rzeczy, szczególnie buty, jednak haluksy sprawiają, że nie mogłam sobie pozwolić na żadną parę uroczych pantofelków z lat dwudziestych - swoją drogą nienawidzę kupować butów i chodzę w starych ciapciangach z Deichmanna od paru ładnych lat, bo większość obuwia sprawia mi po prostu ból. Skoro nie buty, to nie kupię niczego - pomyślałam sobie, ale zobaczyłam stoisko Wardobe Experience - instagramerki, której kolekcję podziwiałam od dawna. Jej ubrania były nieziemskie i już na samym początku zobaczyłam cud nad cudy. Wspaniałą sukienkę w novelty print - to jest, deseń, nie będący ani wzorem geometrycznym, ani napisem, najczęściej przedstawiający w sposób schematyczny jakieś przedmioty. W tym wypadku były to białe kapelusze i bukiety kwiatów na czarnym tle. Ten dramatyczny krój z baskinką z lat czterdziestych, którego jestem fanatykiem i stosunkowo prosta góra pozwalająca na maksymalną swobodę ruchów, to było to co od razu mnie urzekło. Sukienka jednak okazała się przyduża, ale po konsultacji z dziewczętami i mamełę postanowiłam ją zakupić. Kasiełę oczywiście próbowała jakoś targować, ale dostałyśmy warunek, że musimy wziąć coś jeszcze... a że na stoisku był kapelusz w kolorze zielonym (oczywiście), o którym zawsze marzyłam, to wypłaciłam sobie jeszcze trochę gotówki i oszczędziłam dwadzieścia parę euro wychodząc z dealem życia. Novelty prints są bardzo drogą zabawą, ceny oscylują wokół 175$-200$ przy idealnym stanie. Wardobe Experience sprzedawała swoją po kosztach, bo mówiła, że jest w złym stanie - co oznaczało, że podkrój przy dekolcie nie został doszyty. Oj żebym ja wszystkie rzeczy miała w tak złym stanie.






   Podobne szczęście miała Kasiełę, która utargowała z panem Grekiem dwie sukienki każdą po trzydzieści euro. Przy czym jedna z nich to niemały rarytas. Złota, satynowa sukienka z lat pięćdziesiątych obszywana koralikami, z mnóstwem brązowej gipiury, przywodzącej popularne w latach pięćdziesiątych wieczorowe sukienki szyte z indyjskich sari. Chociaż sukienka trochę się sypała, to i tak cena za nią była niezwykle okazyjna. Wystarczyło ją tylko trochę przeprać i zmyć plamki, a brakujące koraliki uzupełnić i zapewniam Was, że jakiegokolwiek vintydżu mieć nie będziecie i tak do Kasiełowej sukni nie doskoczycie.
Królowa Dealów - zdjęcie z KLIK!
Old Fleas jest imprezą cykliczną, następna planowana jest na wrzesień - i z pewnością się na niej stawie, bo jest to naprawdę fajna okazja do zdobycia rzeczy wysokiej klasy w bardzo rozsądnych cenach.
PS. Załapałyśmy się do niemieckiej telewizji:
Klik!

Podobało Wam się? Będę wdzięczna za małą kawę!

8 comments:

  1. Kurczę, znaczy trzeba się do Berlina wybrać. Dublin pod tym względem nie rozpieszcza - można wyszperać coś "lata 80-te w stylu 40tych" w odzieży używanej, ale prawdziwie zabytkowych rzeczy mało, albo wściekle drogo. Nowa sukienka z tym kapeluszem bardzo fajna - ale widzę, że zielonych wężowych butów do zestawu już nie ryzykujesz :-)? Kasiełe też wygląda jak milion dolarów! (swoją drogą, zastanawiam się, jak by ten jej nowy nabytek się prezentował z kolorystycznie dopasowanym turbanem?)

    ReplyDelete
    Replies
    1. O a myślałam, że na wyspach z Vyntydżami lepiej.
      Węzowe buty nigdy przenigdy wiecej, nigdy nigdy nigdy nigdy to zlo :D

      Delete
  2. Irlandia to jednak mały kraj, z Wielką Brytanią nie ma porównania, na dodatek w latach 20-40 to za bogato tu nie było, więc mało ciuchów się zachowało. Pewnie, że da się coś znaleźć, vintage sklepy ściągają różne ładne rzeczy (z odpowiednią marżą oczywiście), no ale klęską urodzaju bym tego nie nazwała :-) No, chyba że zdecyduję się na vintage typu 'wieśniaczka z Aran Islands' ale moja znajomość An Ghaelige jest mocno niewystarczająca :-).

    ReplyDelete
  3. Śpieszę z poradami dotyczącym halluxów bo widzę że często na nie narzekasz. 1. starsza pani fizjoterapeutka poradziła mi silikonowe kliny. Odkąd je noszę dolegliwości bólowe prawie nie występują, wykrzywienie się nie pogłębia a ja mogę nawet w butach na obcasach (rozsądnych T-barach nie 15 cm szpilach oczywiście :) przechodzić cały dzień. Kliny są przeźroczyste, niewidoczne nawet w butach wyciętych a na allegro do kupienia za grosze . Także serdecznie polecam. Drugi sposób jest trochę droższy ale podobno skuteczny a 100 %. Chodzi o .. botoks. Zastrzyki niego powodują że te źle pracujące mięśnie się napinają i wszystko wraca na miejsce na 2 lata (!). Ja jeszcze nie wypróbowałam gdyż u mnie problem nie jest póki co duży. Ale gdyby miało mi to uniemożliwić chodzenie w butach jakich chcę na pewno się zdecyduję.

    ReplyDelete
    Replies
    1. U mnie jest tak dobrze, że w Tbarach moge chodzic bez tych silikoniaków, za to w butach zimowych je stosowałam. Problemem jest z bucikami z epoki, w których chodzić po prostu nie mogę i jestem ciekawa czy ten botoks by coś zmienił.
      Ale się boję :D
      NAwet przekłucia uszu się boję.

      Delete
  4. Byłaś w raju😍 Bardzo zazdroszczę!
    Co do Niemek to się zgodzę. Byłam w Berlinie jakieś 9 lat temu i to są bardzo zadbane, ładne kobiety. Choć z 2 str ciekawe ile wśród nich jest takich ,, prawdziwych" z dziada prą dziada 😉
    A co do halluksow (przez swoje skrzywienie zawodowe czuje się w obowiązku zabrać głos) przy koślawosci palucha bardzo ważne jest zabezpieczanie takiej stopy cały czas. Ma to służyć temu żeby koślawosc nie postępowała i przeciwdziałać deformacji. Czyli w trakcie dnia powinno nosić się wkładki na plaskkstopie poprzeczne, w nocy aparaty odwodzace paluch. Zastanawia mnie ten botoks, bo nie słyszałam o tym. Choć wiem że stosują go również u dzieci z Mózgowym Porażeniem Dziecięcym ale z różnymi wynikami. Ma to nawet sens i może warto spróbować. Bo tak na prawdę we wszystkim chodzi o słabe mięśnie, które nie podtrzymują sklepienia poprzecznego stopy. To prowadzi do plaskostopia poprzecznego, a to do koślawosci palucha- czyt halluksow. Matko ale się rozpisałam 😂 czy ktoś rozumie co ja pisze? 🤣 W każdym razie to sposób na zatrzymanie deformacji a nie bólu. Ale im większa deformacja tym i ból narasta. Więc to też ważne, pomijając względy estetyczne

    ReplyDelete
    Replies
    1. Co do Niemek to tak jak z Polkami, wystarczy pojechac na Dolny Slask i popytac kogokolwiek to okazuje sie ze 80% osob ma dziadka czy babcie ukrainke, litwinke, rosjanke, zydowke etc etc etc :) A z Niemcami akurat geny mamy bardzo podobne, szczegolnie ze wschodnimi ze wzgledu na obecnosc slowianow zachodnich na ziemiach ktore teraz sa niemieckie ;D

      :D dziekuje teraz jestem znerwicowana odnosnie haluksa ;((( niemniej cos z tym zrobie

      Delete