28.4.14

Zamki nad Soławą

Kocham Halle nad Soławą. Naprawdę. Jest to jedno z moich ulubionych miejsc jakie miałam szansę widzieć. Secesja zmieszana z architekturą średniowiecza w takim przyjemnym niemieckim, wcale niesiermiężnym stylu. Przyjemne knajpki z doskonałym jedzeniem. Wspaniały browar z bażantem. Ogrom bibliotek, z pozycjami, które wspomagają mnie w pisaniu książki o Heydrichu. Byłam zaskoczona pięknem rodzinnego miasta Haendla (taki kompozytor). 

Wzbraniałam się przed nim, unikałam, może trochę zrażona tym, że pewna dysfunkcyjna rodzina wyhodowała tam ponad wiek temu jednego z większych zbrodniarzy jakich zna świat. 
Okazało się, że niepotrzebnie. Halle ma wiele do zaoferowania, nawet komuś, kto nie jest zafiksowany na historię Heydricha. Jest co zobaczyć, od okazałego średniowiecznego cmentarza, przez niezliczoną ilość przepięknie zdobionych kamienic, po restauracje i second-handy. Największe wrażenie zrobiły na mnie dwa zamki halleńskie: Moritzburg, którego budowa rozpoczęła się w 1484 roku i starszy od niego romański Giebichenstein z IX wieku. Oba są bardzo zadbane. W Mortizburgu działa obecnie muzeum sztuki, możemy zobaczyć tam także kaplicę Marii Magdaleny, ale niestety nie miałam szczęścia zajrzeć do środka. W Giebichenstein zaś znajduje się jeden z oddziałów szkoły artystycznej. Poczytać o nich możecie na angielskiej i niemieckiej wikipedii i tam też znajdziecie ładniejsze fotografie.

Ja tymczasem w swojej całej próżności pochwalę się moimi halleńskimi outfitami:
Moritzburg:
Sukienka: Krad Lanrete
Bluzka: Mm angel fashion
Buty: Centro
Rajstopy z lokalnego ryneczku 
Giebicenstein widoczny z drugiego brzegu Soławy:
 Sukienka: Krad Lanrete
Bluzka: MM Angel z taobao
Buty: Stylowebuty
Rajstopy: Rynek

Legnicka Wenecja

   Szczerze mówiąc, to często mam zagwozdkę, o czym można pisać na blogu modowym i jak to się dzieje, że są one tak szalenie popularne. Najprawdopodobniej nie mam do tego absolutnie żadnego talentu i nie potrafię pisać o tym co mam na sobie rysując jakieś szalone wizje i wyciągać szereg inspiracji, z których czerpałam by wyglądać, jak wyglądam. Nigdy o tym nie myślę. Kiedy mam gdzieś wyjść i po prostu wkładam to, na co mam ochotę, stąd teksty tutaj są raczej lakoniczne i niezbyt poruszające Czytelników. Nie inaczej jest tym razem. Kiedy coś we mnie zdecydowało, że w sumie jest wiosna i można ubrać się trochę jaśniej niż zazwyczaj. Bez większych ekstrawagancji rano w pokoju u mojej miłej powstała niezobowiązująca stylizacja pourodzinowa. Zdjęcia w legnickim parku to dzieło mojej Kasi:

 Sukienka: Lady Sloth
Opaska: Cherry Fox z taobao
Buty: Deichmann
Bluzka: Toxic Fashion na Allegro
Rajstopy: Gatta (chyba?)