26.4.18

Mój Vintage - Suknia debiutantki od Miss Andry

Dostałam naprawdę wspaniały prezent przedurodzinowy. W sobotę odebrałam paczuszkę z Warszawy, od jednej z tamtejszych Pin-up Girls, Miss Andry, która sprezentowała mi sukienkę podobno w bardzo złym stanie. Z opisu wynikało, że jest naprawdę niewesoło. Tymczasem...
Tak sukienka wygląda już po naprawach

   Tak naprawdę jej stan był bardzo dobry prócz oberwanego w paru miejscach tiulu i drobnych dziurek w tymże. Korpus sukienki jest w ogóle nienaruszony zębem czasu, podobnie jak podszewka w kolorze ecru. Sukienka pochodzi z USA, o czym świadczy metka (American Dream). Zapasy wykończono nożycami z zygzakiem, a dół ozdobną lamówką. Zapinana jest z boku na ciężki, metalowy zamek, wokół którego było najwięcej rozdarć. Podejrzewam, że wynikły one na skutek tego, że debiutantka z połowy XX wieku szarpała nim mocno, przy okazji rozdzierając bardzo delikatny tiul. Kolejnym problemem był nieobrobiony dół, który w paru miejscach się postrzępił. Wystarczyło wyrównać go i podszyć, zabezpieczając przed dalszym rozpadem. Większe dziurki załatałam tym, co musiałam odciąć z dołu, mniejsze zabezpieczyłam lakierem do paznokci. Tak naprawdę zrobiłabym to w jedno popołudnie gdyby nie to, że skończyły mi się nici :D.
  Sukienka przypomina niektóre z klasycznych modeli Diora i robi ogromne wrażenie, jak upcha się pod nią odpowiednią halkę. Jest bardzo, ale to bardzo obszerna. Szyta była raczej na wysoką dziewczynę o długim korpusie. Debiutantki to zazwyczaj młode osoby, nastolatki, więc to, że się w nią mieszczę i leży na mnie idealnie sprawia mi jakąś tam radochę.
  Co do samej idei balów debiutantek to wydaje mi się jakimś chorym snobizmem, który niestety próbuje się wskrzeszać. Samo pokazywanie dorastających córek w takiej formie wydaje mi się formą wystawiania bydła na pokaz i pierwszych prób handlu tymże. Nie widzę w tym nic romantycznego, ani magicznego, a jedynie chorą, patriarchalną tradycję, której powinno położyć się kres - kobieta, szczególnie tak młoda, nie jest po to, żeby ją wystawiać jak zwierzę na pokazach rasowców. Na szczęście sukienkę można pozbawić dawnego kontekstu i nosić po prostu na różne imprezy, czy wyjście do opery i filharmonii, chociaż znając siebie prędzej, czy później wybiorę się w niej do pracy, czy na zakupy. Bo czemu nie? Wczoraj byłam w niej na swojej imprezie urodzinowej w pubie.
  Swoją drogą dziękuję wszystkim za życzenia i za urodzinowe kawy na Ko-Fi!











2 comments: