Przy okazji ostatniej noteczki o sklepie Glencheck w Berlinie wspominałam o tym, że zostałam obdarowana dodatkową sukienką. Panie i Panowie, o to i ona:
Ten pasiasty cudak z acetatu, pochodzi z lat wojennych, świadczyć może o tym relatywnie prosty krój, ale także specyficzne, bardzo duże kieszenie, które miały za zadanie ułatwić właścicielce przenoszenie różnych rzeczy. Upowszechniły się one właśnie w latach wojennych, wcześniej unikano kieszeni, szczególnie tak dużych, w odzieży damskiej. Sukienkę wykonano w warunkach domowych, świadczy o tym duża ilość ręcznie wykonanych szwów, jak i brak jakichkolwiek zamków błyskawicznych. Karczek zapinany jest na duże, czerwone guziki, podobne do tych przy kieszeniach.
Zastosowanie takiej a nie innej tkaniny świadczyć może o tym, że sukienka mimo, że o codziennym kroju, służyć mogła raczej na jakieś niewielkie wyjścia na miasto, czy do kościoła. Do naszych czasów dotrwała w bardzo pięknym stanie, aczkolwiek właścicielka Glencheck wskazując na niewielkie rozerwanie przy karczku uznała jej kondycję za bardzo złą (gdyby widziała moją szafę chyba by się przeżegnała). Mały mankament został jednak przeze mnie szybko naprawiony i voila. O to cudo w pełnej krasie:
PS. Jeśli lubicie moje notki i bloga byłabym wdzięczna za postawienie kawy: Kawa dla Poli Loli
No comments:
Post a Comment