Powiem Wam, że jakoś od końca podstawówki nie noszę spodni. Nie mogę się przemóc i już. Są niewygodne, nie wyglądają na mnie najlepiej. Może ich nienoszenie przyczyniło się do tego, że dawno, dawno temu zakochałam się w Lolita Fashion. Jednak ostatnio w ręce wpadły mi bryczesy z lat czterdziestych.
Owo odzienie przebyło bardzo ciekawą i długą drogę w idealnym stanie, to praktycznie deadstock - czyli rzecz fabrycznie nowa, która przeleżała dekady nienoszona. Nasze jeździeckie bryczesy uszyto w Wielkiej Brytanii, następnie próbowano je sprzedać w szwedzkim butiku. Świadczą o tym dwie metki: jedna producenta, druga importera, obecnie raczej rzadko stosuje się tego typu rozwiązanie. Bryczesy są oczywiście wzmacniane po wewnętrznej stronie nóg, by nie wycierały się od jazdy. Wewnątrz znajduje się wiele guzików na szelki (kiedyś były trochę inne mocowanie niż we współczesnych szelkach). Są uszyte z bardzo grubej i ciepłej tkaniny i tak jak dawna odzież sportowa w dużej mierze obszyto je overlockiem, by były jak najtrwalsze. Zapinane są na guziki po bokach: kiedyś nielegalnym było (tak, karano za to grzywną albo więzieniem!) by spodnie damskie miały rozporek, jak ich męskie odpowiedniki. Dlatego zapięcia umieszczano na bokach.
Śliczna rzecz, ale chyba nie do końca komfortowo się w niej czuję (za duże!) i będziecie mogli je nabyć za pośrednictwem sklepu Breslauerin na dniach. Nie będzie to rzecz tania, bo nie czarujmy się, takie spodnie, w tak doskonałym stanie to rzadkość, ale liczę, że znajdą naprawdę kochającego i odpowiedniego właściciela.
Kawa? Nie odmówię: KLIK!
Świetne te bryczesy, zupełnie inne niż współczesne
ReplyDelete