Jakoś szczęśliwie się złożyło, że tym razem załatwiłyśmy z Kasią ekspresowo zamówienie w DNB. Do przejrzenia miałam dwa roczniki super daremnej gazety Das Schwarze Korps, ostatnie dwa (41-42), które mnie interesowały (bo od lutego przerobiłam wszystko od 1935 roku do 1942) i czuję się uwolniona od tego tematu. A nie dość, że treść tej paskudy jest po prostu nieznośna, to jeszcze wielogodzinne przeglądanie mikrofilmów wiąże się u mnie z zawrotami głowy. Niemniej udało się, następnym razem już rzeczy na normalnym, zdrowym papierze. Że udało się to nam załatwić w jakieś półtorej godziny, zostało sporo czasu na zwiedzanie Lipska, a konkretnie jego centrum. Starówka lipska opanowana została przez zielone ludki rozdające pierniczki. Wokół stragany z wurstami i piwem. Człowiek by myślał, że to kolejne wcielenie jarmarku wiosenno-letniego, ale nie. To tak zwane Święto Katolików. W tle jakiś koncert, weseli ludzie, zero umartwiania się, wycia i snucia się po głównych ulicach miasta blokując tym samym ruch drogowy. Niesamowite. Jednak da się świętować tak, żeby nikomu nie przeszkadzać
.
.
W mieście Bacha, Wagnera, Tilla Lindemanna i Billa Kaulitza (piękne zestawienie doprawdy) większość wierzących to ewangelicy, toteż Boże Ciało jest traktowane jak normalny dzień pracujący, ale z tego co widzę katolików to nie dotyczy. Czy biorą urlopy, czy mają ustawowo wolne? Pojęcia nie mam.
Wizyta w Lipsku prócz stosiku papierów przywiozłam piękną marynarską apaszkę, którą dorwałam w Humanie za 1 euro.
No comments:
Post a Comment