28.1.15

Zakupy


Takie rzeczy nie u nas pinterest.com

Może mam po prostu pecha. Może coś się na mnie uwzięło. Nie chcę tutaj robić notki pod tytułem „Polska jest besęsu”. Nie o to chodzi. Chcę tylko opisać pewne zjawisko towarzyszące mi od wielu lat. Mam wrażenie, że ciąży na mnie fatum.  
 Interesuje się paroma rzeczami: religioznawstwem, szczególnie wierzeniami pogańskimi, historią Kaukazu, Heydrichem, muzyką i magią. Można by dorzucić do tego też ciuchy i kosmetyki, z tym, że nie traktuje ich jako moich zainteresowań. Niemniej i ich ta notatka dotyczy. Czymkolwiek się jednak nie zajmę, to zawsze kończy się to tak, że przeszukując rodzimy rynek nie znajduje zbyt wiele rzeczy, które mogłyby być mi przydatne. Pojedyncze książki, często niezbyt dobrze napisane, bądź totalnie beznadziejne. Jak już coś ciekawego się trafi to kosztuje miliony złotych monet. Żeby poszerzyć wiedzę, czy kupić łach, który mi się podoba, sięgam do oferty zagranicznych sklepów. I oczywiście bezsensownym jest porównywać allegro do taobao, czy ebaya, ale często nasi południowi sąsiedzi (Czesi) dysponują ciekawszymi rzeczami. Wielokrotnie dużo tańszymi niż u nas. Zastanawiam się: O co chodzi? Wydaje mi się, że sprzedawcy w Polsce boją się ryzykować i nie profilują się na ludzi o jasno sprecyzowanych zainteresowaniach, czy guście. Panuje misz masz. Pozornie wszystkiego jest dużo, ale po bliższym przyjrzeniu się, widzę, że król jest nagi. Przykład? Książki o Trzeciej Rzeszy. Jest ich u nas sporo, ale lwia część nie nadaje się do niczego i stanowi sensacyjny pulp. Tłumaczone są nadal pozycje Irvinga (fuuuuj), Wołoszański nadal na topie. Czegoś rzetelnego ze świecą szukać i to w małych wydawnictwach, bądź pośród publikacji naukowych. Idę do księgarni i nie mam co kupić nawet jak bardzo chcę. A ciągle potrzebuję więcej. Z wierzeniami Kaukazu i jego historią jest analogiczna sytuacja. Dużo jest o kuchni, sporo mniej lub bardziej udanych przewodników, ale jak chcę nabyć coś o Czerkiesach (nie wspominając już o ich wierzeniach)... to mogę sobie włączyć ebay, czy moje kochane betterworldbooks. Czy może wymagam za wiele? Może marudzę. Od wczoraj bezustannie poszukuję kapelusików w stylu lat 40. Owszem w Polsce wykwitło parę sklepów z toczkami, ale wszystkie one są po prostu bliźniacze: kawałek woalki, parę koralików, koronka. Ja chcę kapelusik. Wpisuję kapelusz lata 40. Nic. Wpisuję kapelusz retro. Wyskakuje mi cała gama nakryć głowy, które stylizowane są na lata 20. Próżno szukać wymyślnych nakryć głowy, jakie były w modzie dwadzieścia lat później. Wpisuję te same hasła po angielsku w etsy i mam całą gamę produktów w jakim tylko chcę kształcie i kolorze. Tego typu sytuacje powtarzają się od lat. Zauważam pewien progres, ale jest on dramatycznie wolny. U nas ledwo przędzie Lady Sloth, Czeszki otworzyły w Ołomuńcu stacjonarny lolici sklep. Odzież gotycka, słyszałam o jakiś pojedynczych pojawiających się i znikających miejscach w Warszawie. W Pradze jest ich obecnie kilka. I jeszcze sklep dla otaku. Chyba też nawet więcej niż jeden. Sklepy z odzieżą retro. W Pradze ciągle na jakiś trafiałam. W Polsce są vintage shopy, ale sprzedaje się w nich w większości ciuchy z lat 90, albo asortyment z Hell Bunny. Nie, dzięki. W internecie jest podobnie. Asortyment gotycki należy do Restyle, który jest monopolistą na rynku. W większości rzeczy od nich nie robią na mnie wrażenia, ale jak jest coś ciekawego to kupię. Różnie bywa z jakością, no ale. Retro ciuchy? Britstyle i znów Hell Bunny, czasami w strasznie wysokich cenach. A w zimę też człowiek musi coś na siebie wdziać. Nie chcę tu winić sprzedawców. To nie jest kwestia tego, że nie są świadomi takiego stanu rzeczy i idą na łatwiznę. Polskie prawo jest na tyle nieprzyjazne wszelakim inicjatywom, że nie ma się co dziwić, że ludzie nie chcą podejmować ryzyka i tonąć w długach. I od tego należałoby zacząć zmiany.  

4 comments:

  1. Niestety, takie małe biznesy w Polsce bardzo ciężko przędą. Nie wiem, jak jest do końca w innych rejonach świata (nie licząc rajów podatkowych :D), ale widzę, że wiele osób ucieka z zakładaniem firmy chociażby do UK. I sprzedają głównie przez internety. Zwłaszcza jeśli chodzi o takie zupełne rękodzieło (nie manufaktury), to jeszcze do tego dochodzi fakt, że chcesz mieć "światową" klientelę ;) bo zwyczajnie tylko wtedy to się opłaca... Mogę podać na swoim przykładzie ile mnie kosztuje prowadzenie jednoosobowego bizu: same składki 1100 (nie liczę samodzielnie odkładanej emerytury), do tego podatek dochodowy i vacik co trzy miesiące. Razem wychodzi jakieś 10-15 tysięcy co kwartał. Wiem, że obecnie rękodzieło też jest jakoś srodze owatowane (zwłaszcza jak się sprzedaje za granicę, wtedy chyba obowiązuje vat europejski?). Osoba, która prowadzi rękodzielniczy biznes do tego musi mieć środki na zakup materiałów i tak dalej. Mnie ten temat nie dotyczy, ale jak widzę swoje zarządzanie vatem, to domyślam się, że tu też jest pewna, hym, frekwencja środków na ten cel w kasie ;) I taki to mamy klimat.

    Jakimś cudem niektóre dziewczyny znajdują świetne ciuchy vintage w małych sklepikach z odzieżą używaną, u siebie czegoś takiego nie widziałam. Też kupuję głównie zagramaniczne łachy albo szyję sobie na miarę. Rzeczy z sieciówek nieraz przerabiam. A jakoś spektakularnie nie odstaję do modowego mejnstrimu heheh

    ps restyle, jakość...

    ReplyDelete
    Replies
    1. O tak, moze nie jestem rekodzielnicą stricte, ale sprzedaje czasem swoje obrazy czy maluje dla kogos na zamowienie, to dla polskiej klienteli nie mam nawet co sie pchac bo zawsze jest dla nich za drogo, no a ja nie bede tego robic ze strata dla siebie, mimo, ze malowanie bardzo kocham. Z tym ze jakbym miala robic to masowo i miec dzialalnosc gospodarcza doszlyby do tego absurdalne podatki. I wole machnac sobie cos raz na x czasu niz borykac sie z innymi cenami dla polakow innymi dla ludzi z zagranicy (to jest ciekawe, moja znajoma sprzedaje international ale i w polsce tez i musi bo takie mamy prawo miec dwie inne ceny dla tych z polski i spoza polski) I to pochlania lwia czesc pieniedzy jakie mozna byloby z tego miec. Dlatego rekodzielnictwo to juz w ogole sie nie oplaca. A nikt nie pomysli, ze gdyby te glupoty zniesc to ludzie wiecej by wydawali chodzili w rozne miejsca i zostawiali tam wiecej kasy i gospodarka by na tym nie ucierpiala, a wrecz przeciwnie.
      Btw wiele sposrod moich ziomkow i znajomych mojej rodziny zalozylo sobie firme w Czechach, czy Niemczech i tam sie jakos oplaca... paranoja

      Ja nie wiem jak to robią, kiedys tez mi sie udawalo upolowac cos w lumpeksach, ale obecnie absolutnie nic. W dodatku kiedys mozna bylo znaleźć w mojej okolicy ladne w miare nowe rzeczy, a teraz strach zalozyc O.o

      Delete
  2. Wydaje mi się, że nasz rynek nie jest wciąż gotowy na tego typu biznesy. Fascynatów stylu retro (rockabilly, gothic - niepotrzebne skreślić), jest wciąż zbyt mało, aby szyte ręcznie rzeczy dobrze się u nas sprzedawały. Do tego dochodzi kwestia ceny. Jeśli coś jest wytwarzane tu w Polsce, do tego robi to jedna osoba, to oczywiste jest (przynajmniej dla mnie, ale dla wielu osób nie), że cena takiego produktu będzie sporo wyższa od rzeczy masowo produkowanej w Chinach. Oczywiście coraz więcej osób docenia takie wyroby i jest w stanie wydać na ręcznie wykonany kapelusz powiedzmy 200 zł, ale to nadal garstka osób, dzięki którym taki twórca nie ma szans na utrzymanie się z własnego biznesu. Zagraniczne rynki, nawet czeski, o niemieckim nawet nie wspominam, są o wiele bogatsze. W samej Pradze co chwila natrafić można na sklepy z odzieżą rockabilly, gothic czy vintage shopy z prawdziwego zdarzenia ( z rzeczami z lat 1920 - 1970), na bary w tym stylu itp. A w poszukiwaniu kapeluszy z lat 40. czy w tym stylu radzę udać się na poszukiwania wirtualne na ebay.co.uk. Duży wybór i nawet po przeliczeniu z funtów, ceny nadal nie miażdżą :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zgadzam się i kocham robić zakupy w Pradze, korony się wspaniale szybko wydaje. Najpierw najczęściej idę do księgarń, a co zostanie po turnee książkowym przeznaczane jest na vintage shop na Zizkovie przy muzeum armii, idealnie wcelowują się z asortymentem (i cenami) w to co lubię. Tu dochodzą wszelakie problemy rękodzielników, którzy od klientów ciągle słyszą: Ale drogo!!!! Wolę kupić u Chińczyka.- z tym, że mało kto kalkuluje, że taka ręczna robota jest dużo trwalsza (w większości wypadków, bo jak wiadomo zdarzają się niechlubne wyjątki, które odwalają fuszerę i dodatkowo psują rękodzielnikom opinię na rynku).
      A kapelusze ebayowe już przetrzepywałam i jest ich tak dużo i rzeczywiście są one w bardzo przystępnych cenach, że nie umiem zdecydować się na jeden jedyny (mam czerwony płaszcz, a najbardziej podobają mi się zielone kapelusiki, a jak sobie zafunduję takowy to i płaszcz zielony... jak domino).

      Delete