W zalewie książek o magicznym międzywojniu, pięknych damach i gentlemanach, o dawnych, cudownych obyczajach i wszystkich tych rzeczach, które raczej powinny znaleźć się na dziale Fantastyka dla dzieci, niż Historia, trafił się jeden z niewielu chlubnych wyjątków. Mowa o napisanej przez Joannę Kuciel-Frydryszak książce Służące do wszystkiego.
Pozycja ta, rzuca światło na jedną z najmniej docenionych grup społecznych, na tysiące służących i ich, w większości, tragiczne losy. Opowiada też o ich pracodawcach, tej rzekomej "elicie": inteligentach, przemysłowcach, politykach i wielu innych, których znamy z kart historii. Pokazuje ich od zupełnie innej strony, od ich stosunku do zatrudnianej służby, który wielokrotnie pozostawiał wiele do życzenia. Autorka przytoczyła wiele cytatów, z których najbardziej porażają międzywojenne teksty z Bluszcza, traktujące służące jak odhumanizowane, pozbawione inteligencji i uczuć istoty, którym nie należy się absolutnie nic, a którym zakazać należy absolutnie wszystkiego. Zachowania wielkich i wytwornych dam pełne są okrucieństwa, cynizmu i zwykłej ohydy, a dostrzeżenie w służącej człowieka, należy do mniejszości. Służące do wszystkiego pokazują swego rodzaju targi niewolników, gdzie, młode dziewczyny, które uciekły z biedy panującej na wsi, wyczekują bycia wybranymi do pełnienia służby w domach zamożnych ludzi. Te, które są za ładne są odrzucane: w końcu pan, czy panicz, mogliby zacząć wchodzić do mieszkania kuchennymi schodami. Te, które są wątłe, jak w programie eugenicznym, także odpadają: mają przecież nosić ciężary i być odporne na zimno. Śpią bowiem na kaflach w kuchni, mało kto kwapi się o porządne zakwaterowanie dla służby. Z czasem pojawiają się klitki, nie przekraczające 3 metrów długości, są one jednak w niewielu domach. Żydówki nie są mile widziane w chrześcijańskich domach. Za to organizacje chrześcijańskie, które od razu przechwytują dziewczyny przestrzegają przed służeniem u Żydów, twierdząc, że to grzech. Pisma dla służby, w większości analfabetów, pełne są antysemickich i antysocjalistycznych treści. Dlatego też nie powstają związki zawodowe, które pozwoliłyby służbie na poprawę swojego bytu. Kościół jest narzędziem do utrzymywania dyscypliny. Służąca ma być pokorna i karna, dlatego przestrzega się ją przed jakimkolwiek kontaktem ze światem zewnętrznym. Służące rzadko kiedy zakładają rodziny, czy poznają kogokolwiek spoza grona domowników. Wychodne to w dużej mierze widzimisię państwa - nie reguluje tego żadne prawo, wszystkie projekty ustaw grzęzną w sejmowym bagnie. Molestowanie przez pracodawców jest nagminne. Brzemienne służące zmusza się do aborcji, albo wyrzuca. Na bruku lądują też nierzadko służące za stare do pełnienia obowiązków. Mało kto decyduje się na utrzymywanie takich kobiet. Pozbawione jakichkolwiek szans na normalne życie czasem posuwają się do kradzieży, morderstwa, samobójstwa, a także molestowania dzieci. Nie mogą się bronić. Nie uda im się udowodnić, że zostały zgwałcone, czy zostały o cokolwiek niesłusznie posądzone. Są swego rodzaju pariasami od XIX stulecia, aż do 1939 roku. Dzieje się to w Polsce, bowiem w Zachodniej Europie, sytuacja służby jest diametralnie inna i ulega ciągłej poprawie. Polskie służące mogą wyjechać do Holandii, czy do Niemiec, ale próby te są wyśmiewane w okrutny sposób na łamach Bluszcza, w którym przytaczane przez Joannę Kuciel-Frydryszak treści, gorsze są od najpodlejszych gadzinówek. 11 listopada 1918 roku nic dla nich nie znaczy. W dalszym ciągu są niewolnikami.
Służące to nie garstka osób, to setki, tysiące. Osób, pozbawionych prawdziwych imion, nazywanych Kasiami, czy Marysiami, dla których wyjście do kina jest niemalże nieosiągalne. Osób, którym nie pozwala się na kupowanie ładnych ubrań, którym nie daje się żadnych praw. To właśnie te tysiące, tak jak tysiące chłopów i robotników stanowią większość społeczeństwa, którego sytuacja jest fatalna. Służące do wszystkiego są świetną lekturą uświadamiającą, odczarowującą dawne czasy i pokazującą ich prawdziwe, wstrętne oblicze, za którym nikt, nigdy nie powinien tęsknić.
Polecam szczególnie wszystkim damom, które urodziły się w złej epoce. - Działa jak dobra terapia wstrząsowa.
Dziś poleciłam ją uczniom w ramach uświadamiania:-) Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że Bluszcz to byłą kopalnia takiego hejtu...
ReplyDeleteW przedwojennych gazetach jest dużo różnych hitów tego typu.
DeleteNa przykład w "Mojej Przyjaciółce" był cały artykuł zachwalający drugą żonę Goeringa - rok chyba 1937.
Tak się nam wmówiło czołobitne podejście do polskiego międzywojnia, że kompletnie zapomniało się o tym, jak mroczne i straszne były to czasy dla większości społeczeństwa. Pora to odczarować :D
Ależ ja to rozumiem. Ile razy słyszę hasło "chodzę w spódnicy i nie potrzebuję praw wyborczych", otwiera mi się sprężynowiec w kieszeni. Podczytuję Twojego bloga od jakiegoś czasu i uważam, że robisz kawał dobrej roboty.
Delete:D a przecież chodzenie w spódnicy nie koliduje z korzystania z praw wyborczych i nie wiem zbierania ładnych rzeczy. Podobnie jak aktywizm polityczny i orientowanie się w tym, co się dzieje na świecie - i jakieś krytyczne patrzenie. A przecież dużo tych dam aktywnie wspiera politycznie różne dziwne ugrupowania, które chcą odebrać im prawa. To jest kuriozalne.
DeleteI dziękuję I try very hard :D