8.9.17

Zamówienie z Besame

Kiedy tylko dotarły do mnie wieści, że Besame zaczęło wysyłać swoje produkty na cały świat niezwłocznie zebrałam się za tworzenie wishlisty i zakupienie trzech produktów, które bardzo chciałam przetestować.

   Moja przygoda z tą marką zaczęła się od szminki 1920 Besame Red i perfum 1930, o czym więcej poczytać możecie o tutaj: Besame Cosmetics. Nie jest więc niczym zaskakującym, że zapragnęłam mieć więcej.
  Mój wybór padł na fiołkowy puder rozświetlający, karmazynowy róż i szminkę 1939 Tango Red. Skorzystałam z darmowej wysyłki, która niestety jest dość problematyczna. Zamówienie wysłano 16 sierpnia, a paczka dotarła do mnie 6 września, czyli nie był to jakiś długi czas oczekiwania na przesyłkę ze Stanów Zjednoczonych, ale... Besame wysyła UPS, opcją Innovations, która jest bardzo wygodna i tania dla przedsiębiorcy, ale dla klientów może być kłopotliwa. Tracking obejmuje jedynie Stany Zjednoczone i po stronie polskiej przesyłki nikt nie rejestruje. Poczta Polska traktuje ją jako zwykły list. Jeśli się zgubi to niestety zostaje wam prośba o zwrot kosztów, z którym nie powinno być problemów. Fajniej jednak gdyby Poczta Polska respektowała numer śledzenia przesyłki.
Co do samego zamówienia, to Besame wysyła swoje produkty w uroczych pudełeczkach pokrytych stempelkami:


W środku prócz kosmetyków znajdują się gazetki z ikonami stylu, polecanymi kosmetykami i wykreślanką. Są ślicznie ilustrowane i to naprawdę miły dodatek.

 Jest i kolorowanka z vintage paniami ;)
   Co do zamówionych kosmetyków prezentują się one tak:
 Wszystkie są zapakowane w bardzo estetyczne pudełeczka nawiązujące stylistycznie do minionych dekad. Po prostu cacuszka. Aż nie chce się ich wyciągać z opakowań.


    Zacznijmy od szminki Tango Red. Kolor zaczerpnięto z palety z roku 1939. To wpadająca w pomarańcz jasna czerwień. Podobnie jak 1920 Besame Red, model z 1939, jest bardzo trwały i nabłyszczający, ale nie opalizujący.
    A czy pasuje do mnie? Muszę się do niego przyzwyczaić, zazwyczaj używam ciemniejszych szminek i tak jasny kolor (jest o ton/dwa jaśniejszy niż na stronie) wydaje się wyglądać na mnie dość nienaturalnie, ale trzeba przyznać, że jest naprawdę ładny i nie będzie zbyt kontrastował z jaśniejszą częścią mojej garderoby. Czy zostanie moim kolorem nr 1? Nie, ale idealnie nadawać się będzie do letnich i wiosennych stylizacji. Zakup na plus.
Tango Red w akcji
Przejdźmy teraz do różu. Zapakowany w metalowe pudełeczko w złote chryzantemy wygląda dość intensywnie. I jest intensywny. Można go też stosować jako pomadkę. Jest kremowy w konsystencji (yay, nienawidzę sypkich różów i bronzerów). Kolor jest naprawdę mocno karmazynowy - jak sama nazwa zresztą wskazuje

     A jak prezentuje się na mnie? Zanim go rozprowadziłam myślałam, że ta ostra czerwień to będzie jakaś masakra, ale po dokładnym nałożeniu i rozsmarowaniu prezentuje się bardzo naturalnie, dokładnie tak jak mój prawdziwy rumieniec. Zazwyczaj trafiałam na bardzo brązowe, brudne róże, które wszyscy mylili z bronzerami. W tym wypadku nie ma o tym mowy. Dodatkowo wystarczy naprawdę mała ilość różu, żeby pokryć poliki. Zakup jak najbardziej na plus.

Czas na fiołkowy puder. Napalałam się na niego strasznie i wielkie miałam nadzieję,że coś zrobi z moimi cieniami pod oczami. Jest naprawdę ślicznie zapakowany, pięknie pachnie. Ma lekko fioletowy kolorek, uroczy puszek do aplikacji... I to by było na tyle.
   Puder w ogóle na mnie nie działa. Po pierwsze: nie rozświetla, a matuje, co dla mojej suchej i dość ziemniaczanej twarzy jest po prostu morderstwem. Po drugie: jest dość transparentny i doskonale widać pod jego warstewką sine kręgi pod moimi oczami. Bez pomocy Kryolanu po prostu się nie da (polecam wszystkim sinookim, w zupełności wystarcza jedna warstwa produktu i nie trzeba odczyniać szamaństw z tonami pudrów, podkładów i innych dziwnych kosmetyków, a do tego nie wysusza, co dla mnie jest zbawieniem). Jeśli chodzi o pudry i podkłady jednak zostanę przy azjatyckich BB kremach i Kryolanie. Odczucia zapachowe ze stosowania pudru Besame są bardzo przyjemne, ale to nie wystarczy żebym zdecydowała się na ponowny zakup. Dla mnie: nope. 
   
Kryolan w akcji, inaczej widzielibyście dwa sine spodki wokół moich oczu

2 comments: