Ta całkiem urocza sukieneczka należy do Kasiełę, a od czasu do czasu mam okazję ją założyć. Udało się nam ją upolować na OLX już w lato, jednak dopiero teraz, dzięki siedzeniu na L4, mam trochę więcej czasu żeby coś o niej napisać.
Krój sukienki wygląda na późne lata pięćdziesiąte, jednak równie dobrze może to być rekonstrukcja ( z tego co wiem była kupowana od rekonstruktorki i stąd pytanie, czy jest to przedmiot wiekowy, czy poprzednia właścicielka stworzyła go zgodnie z epokowymi sposobami szycia... tego się pewnie nie dowiem). Najprawdopodobniej to wyrób domowej roboty. Ale bardzo solidnej domowej roboty.
Z boku ma szary nylonowy zamek, który albo był wszyty od razu, jeśli sukienka jest nowsza, bądź został wymieniony na przestrzeni lat, jeśli sukienka jest starsza. Pierwotnie rękawy były bufiaste i niestety przy zakończeniu nie było wszytej gumki, co sprawiało, że Kasia bardzo narzekała i dlatego postanowiłyśmy je przerobić na równie charakterystyczne dla lat pięćdziesiątych spadziste rękawki. Właściwie wystarczyły dwa cięcia i przeszycie. Powiem szczerze, że ta operacja tylko dodała jej uroku. Chyba po lolicie mam awersję do wszelakich bufek, o ile nie są one bishop sleeves.
Materiał, z którego uszyto sukienkę to całkiem stara bawełna. Podobnie wierne latom pięćdziesiątym są wykończenia dołu spódnicy i karczku. Na wiekowość sukienki wskazywać może także wypchana pluszem falbanka, która niestety, przez to, że wkład jest krzywo rozłożony (moje zboczenie zawodowe), nie chce się dobrze wyprasować.
Niestety kiec jest na mnie przyduży i trochę w nim tonę, szczególnie w talii, ale na Kasi prezentuje się o wiele lepiej. Z tym, że ona niespecjalnie lubi pozować do zdjęć (szczerze mówiąc to i ja niespecjalnie za tym szaleję) i ciągle robi mi jakieś wymówki, ale zapewniam was, że na właścicielce wygląda o wiele, o wiele lepiej.
No comments:
Post a Comment