Jakoś parę dni temu natrafiłam na artykuł o serialu "Boża Podszewka", który z lat dziecinnych kojarzył mi się głównie z tym, że starszyzna rodu to oglądała i emocjonowała się krzyczącą, albo płaczącą kobietą i jej perypetiami. I, że z jakiegoś względu o tym serialu było bardzo głośno i bardzo rozpalał on ówczesną widownię.
Fabularnie jest to, z perspektywy osoby już wyrośniętej, serial dekonstruujący pewne mity odnośnie Kresów mlekiem i miodem płynących i o ile dzisiaj rzeczywiście raczej mało kto wierzy w sielskość i anielskość przedwojennych Kresów, tak podejrzewam, że te dwadzieścia kilka lat temu, to musiał być big deal dla wielu osób, że ten mit ktoś próbuje naruszyć. Obecnie w telewizji publicznej raczej nie podejmuje się tak "ryzykownych" tematów, które jakąś wizję by obalały, a raczej lukruje się do obrzydzenia historię, która jest trudna, brudna, okrutna i wcale nie chwalebna. Poziom gry aktorskiej też znacznie odbiega od tego, co funduje się nam obecnie - niestety teraz za ładnymi buziakami nie czai się wiele talentu. Co mnie totalnie urzekło w "Bożej Podszewce", to to, że główna bohaterka nie jest śliczną 90sową dziewczyną w przedwojennym anturażu i, że większość postaci nie jest specjalnie wymalowana i wystylizowana, co dodaje całemu serialowi pewnej szorstkości i wzmacnia jego wymowę. Teraz niestety, nawet w "Królu", który miał brud i paskudność międzywojnia ukazać, jest tak sterylnie i tak atrakcyjnie, że to wszystko wygląda jak teatr telewizji i jakoś trudno jest uwierzyć w taką wizję, bo coś w niej mocno zgrzyta.
Niemniej, grzechem "Bożej Podszewki" są kostiumy. O ile trzymają się zazwyczaj jednej kolorystyki i zlewają się z tłem i ogólną szaroburością, co sprawia, że mamy wrażeie spójności wizji, jaką nam próbowano zafundować, to jednak, trudno powiedzieć, żeby wyglądały epokowo.
Akcja odcinka dzieje się w 1930 roku na prowincji, a widzimy tutaj sukienkę o rozkloszowanym kroju z krótkimi rękawkami, która mogłaby się znaleźć raczej w latach pięćdziesiątych. Obok bistorowa sukienka z lat siedemdziesiątych około z rozcięciem i kieszeniami. Gdyby odjąć te kieszenie i zmienić kołnierz, w tak dalekim planie mogłaby ta sukienka uchodzić za wczesne lata trzydzieste.
Krój spódnicy i bluzka w ogóle nie przypominają przełomu lat dwudziestych i trzydziestych. Na stroje z PRL, jak najbardziej, ale tutaj nic nie gra.
Ten płaszcz, tudzież peleryna, szczególnie z daleka wygląda na coś, co mogłoby się znaleźć w latach dwudziestych i zważywszy, że akcja dzieje się na prowincji, to można uwierzyć, że ktoś nadal miałby starsze rzeczy. Kapelusz z plastikowymi kwiatkami natomiast jest... Dyskusyjny.
W tej sukience coś dzwoniło, ale zadzwoniło w złym kościele. Ta wielka, koronkowa aplikacja przez środek psuje absolutnie wszystko. Do tego elfickie, fantasy rękawy. Gdyby nad tym popracować, można byłoby z tego jakoś stworzyć sukienkę z lat dwudziestych.
Różowa sukienka z dużym kołnierzem i troczkami miała chyba trochę nawiązywać do robe de style Lanvin z lat dwudziestych. Ten kołnierz niestety nie wygląda dobrze.
Opaska z piórkiem, do tego powrót tych strasznych, koronkowych aplikacji. Czuć mocno prowincjonalnym weselem w latach dziewięćdziesiątych.
Ta sukienka na ramiączka, z marszczonym korpusem, wielkim kwiatem u dołu i do tego wątpliwy lis. Widzicie coś takiego w 1930 roku? Raczej nie. Bardzo to krzyczy latami osiemdziesiątymi i dziewięćdziesiątymi. Szczególnie sukienka, bo zwierzaka w innym anturażu pewnie dałoby się jakoś spożytkować.
Ten płaszcz też wygląda zbyt współcześnie. Jak typowy, tyrolski płaszczyk z lat osiemdziesiątych.
Kapelusz UFO i kostium składający się z żakietu i spódnicy. Kapelusz jest tragiczny i nie da się go nijak umiejscowiść w przedwojennym świecie, podobnie jak ubrania, które mogłyby ewentualnie udawać lata czterdzieste i to w nieudolny sposób. Przypominam po raz kolejny, że akcja w tym odcinku dzieje się w 1930 roku.
Żałobnicy wyglądają bardzo spoko. Można uwierzyć, że to wczesne lata trzydzieste. Przynajmniej jeśli chodzi o kobiety, bo panowie... No cóż. Niezbyt.
Kolejny komplet, który mógłby ewentualnie udawać lata czterdzieste i to i tak z niewielkim powodzeniem. Spójrzcie na ten dziwny dywanik przewieszony przez ramię. Co to jest?
Przechodzimy do późnych lat trzydziestych i dostajemy ten płaszcz, który wygląda zdecydowanie bardziej na lata siedemdziesiąte i sukienkę, która wygląda raczej na wcześniejsze lata trzydzieste - co możnaby usprawiedliwić, bo mowa o prowincji.
Zestaw u siedzącej kobiety, a szczególnie linia ramion, krzyczy latami osiemdziesiątymi. Szlafrok wygląda natomiast na mocno poliestrowy, ale właściwie to może ujść, bo na oko to chłop w szpitalu umarł.
Dwie stojące obok naszej bohaterki kobiety nie wyglądają źle, można uwierzyć, że to kroje z późnych lat trzydziestych. Natomiast główna bohaterka: wzór na sukience i toczek, to jednak za bardzo lata dziewięćdziesiąte.
Co bardzo dobitnie widać tutaj. Wzór sukienki, tragiczna woalka. Boli.
Dwie panie po lewej nie wyglądają źle, natomiast po prawej mamy tragiczny Domek na Prerii i wyobrażenie lat siedemdziesiątych o dziewiętnastym wieku.
Oversize'owy sweter zdecydowanie nie wygląda na coś z późnych lat trzydziestych.
Ten zestaw już bardziej wygląda na przełom lat trzydziestych i czterdziestych. Buty natomiast mają zdecydowanie późniejszą linię.
Ten szlafrok został skażony koronkowymi aplikacjami podobnymi do tego, co widzieliśmy na balu. Do tego kołnierz krzyczący latami siedemdziesiątymi.
Ortalionowy płaszcz - nie te lata. W latach trzydziestych i czterdziestych takich nie robiono.
Póki co, to tyle. Serial ma to do siebie, że był kręcony w bardzo bliskich planach, w których często nie mieściły się nawet twarze bohaterów, dlatego trudno wyłuskać z niego wiele. A szkoda, bo jest o czym pisać.
Jeśli doceniacie mój trud, byłabym wdzięczna za kawę.