Przez pewien czas przeglądając różne publikacje doszłam do wniosku, że w Polsce nie da się pisać o modzie minionych dekad w sposób mądry i ciekawy. Aż tu nagle w moje ręce wpadła książka Krzysztofa Trojanowskiego. Z inną pozycją przez niego popełnioną, spotkałam się podczas studiów filmoznawczych, ale może to temat na inną opowieść (ps. też mi się podobało). Moda w okupowanej Francji i jej polskie echa to książka bardzo dobra, która zmyła mi niesmak po ostatnich lekkich czytadełkach.
Nie będzie to lektura lekka i przyjemna, bo faktów może być za dużo dla przeciętnego czytelnika blogów modowych i krótkich artykułów w sieci. Nie jest to pozycja w stylu landrynkowych opowieści Kopra o międzywojniu. Jest rzetelnie, źródeł z epoki i materiału ikonograficznego mamy tu pod dostatkiem. Autor pokazuje różne oblicza mody francuskiej lat 1939 (więc i trochę przed okupacją)-1945 (trochę po okupacji). Przedstawia różne perspektywy: i tą chwalebną, mitycznego, francuskiego ruchu oporu, jak i tą mroczniejszą, kolaborancką, a także wszystkie odcienie pomiędzy jedną a drugą skrajnością.
W centrum znajduje się przemysł, który wydawałoby się, że nie powinien istnieć w tak trudnych warunkach. I jest to historia przede wszystkim o ekonomicznych aspektach doby okupacji, choć znajdziemy oczywiście opisy, obrazki i zdjęcia tego, jak wyglądały ówczesne stroje. Ale powiem szczerze, to nie było dla mnie tak zajmujące, jak czytanie o przemyśle modowym od kuchni i zmianie trendów, która podyktowana była nie tyle fantazją projektantów, co ograniczeniami nałożonymi przez okupanta. Przeczytamy w głównej mierze o modzie damskiej, ale znalazł się rozdział poświęcony panom.
Opowieść zaczyna się trochę bajecznie od lata 39 roku, kiedy planowane są pokazy haute couture mające nawiązywać do dawnych epok. To wszystko burzy atak na Polskę. Trendy zmieniają się błyskawicznie. W modzie są szkockie kraty, czy kolekcja zatytułowana RAF. Na wybiegach zobaczyć można stroje do schronów przeciwlotniczych. Panie noszą ze sobą maski przeciwgazowe w pięknie ozdobionych pokrowcach. Prasa pełna jest naiwnych artykułów, trochę tak jak niedawne Szafiarki z Majdanu. Wiosna 1940 roku wywraca to wszystko do góry nogami...
Naprawdę polecam przeczytać o tym, co dzieje się dalej. Szczególnie Płowobestiowa część moich czytelników powinna do tej książki zajrzeć (chociaż o ludobójstwie i służbie bezpieczeństwa Rzeszy nie ma tam zbyt wiele). Tych, którzy leczą czkawkę po Koprze, czy pozycjach typu Piękno bez Konserwantów, także zachęcam do lektury. A tych którym czytać się nie chce pozostaje pooglądać piękne ilustracje. Równie czarujące, chociaż dość dyskretne, są aluzje do francuskiego poczucia wyższości, podkreślania swojej rasowej odrębności i przeświadczenia o tym, że reszta świata jest barbarzyńska. Te drobnostki zawarte są w wielu cytatach. No tak, to nie jest przecież cukierkowa książka o polskim międzywojniu... Brakowało mi tylko napomknięcia o dość intymnych kontaktach pomiędzy Coco Chanel a Walterem Schellenbergiem. Autor na szczęście Chanel nie chwali, a zdarza się mu pisać o jej wątpliwej postawie moralnej (dziękuję panie Trojanowski, nawiedził pana dobry duch historii, proszę przekopiować ten tekst do 5 wybranych osób).
Zapomniałabym: Nie wiem czy na autora jakoś naciskano, ale chyba siłą kazano mu pisać o sytuacji na ziemiach polskich. O Polsce mamy jeden rozdział, dość ciekawy przyznam, ale widać, że panu Trojanowskiemu serce bije w innym kierunku, bo na tle innych wypada dość blado. Ja to w pełni rozumiem :) Zresztą nie da się porównywać tego jak w Polsce wyglądał przemysł modowy, a jak we Francji, bo u nas okupacja była dużo dotkliwsza i docierać do nas mogły naprawdę wątłe echa. Dodatkowo nie czarujmy się, już przed wojną nie dało się porównać na tym polu Francji, która z mody uczyniła swój towar eksportowy, z Rzeczpospolitą, która dopiero co odzyskała niepodległość, i borykała się z wielką biedą. I piszę to, chociaż Francji szczególnie nie znoszę (powody: przede wszystkim polityka wobec dawnych kolonii, ksenofobia, paskudne jedzenie i równie paskudny język).
Jedno jest pewne: takich lektur nam trzeba! Konkretnych, z bibliografią i przypisami, z wnikliwą analizą epokowych żurnali, ale także i innych archiwaliów. Wydaje mi się, że bez podania historycznego tła nie da się pisać o modzie minionych lat. Aspekty ekonomiczne, socjalne i kulturowe były z nią i są zresztą, do tej pory, silnie sprzężone. Moda w okupowanej Francji doskonale to obrazuje.
Życzyłabym sobie takiej pozycji o modzie w Trzeciej Rzeszy, dotychczasowe pozycje na ten temat wertowałam pobieżnie, ale zbyt wiele było w nich niepotrzebnych sensacji i głupot, zamiast rzeczowych badań. Może kiedyś.
No comments:
Post a Comment