2.7.16

Sobótka - pogańsko

Z okazji wolnego (jak co tydzień) piątku, wraz z Nixie Sch. od rana szykowałyśmy się na wycieczkę. Problemem jak zwykle był problem z wyborem destynacji naszej podróży. Postanowiłyśmy rozwiązać to radosnym spontanem. Poszłyśmy na przystanek PKS i busów marki Beskid, na Hallera z planem złapania pierwszego, lepszego busa i jazdy w nieznane. Bus nadjechał szybciej niż myślałyśmy i niebawem znalazłyśmy się w Sobótce.

     Sobótka jak i wejście na Ślężę mi się marzy od niepamiętnych czasów, jednak ukrop sprawił, że zostałyśmy w miasteczku, podziwiając jego piękna architekturę, renesansowe portale z piaskowca skryte w niepozornych domostwach i pogańskie posągi.

    No właśnie te pogańskie posągi to był powód mojego straszliwego hajpu i nie zawiodłam się w ogóle na żadnym z nich (chcę bardzo iść na Ślężę i zobaczyć resztę), wmurowany w ścianę kościoła św. Jakuba lew był niezwykle przyjemny w dotyku. Nagrzany letnim słońcem zdawał się być żywym zwierzakiem. Lew pochodzi z około XII stulecia, a jego brat bliźniak stoi przy kościele św. Anny.
No właśnie kościół świętej Anny. Ta przepiękna gotycka budowla zrobiła na mnie ogromne wrażenie już z okien autobusu. Świątynia pełniąca rolę sanktuarium kryje w sobie kilka niebywałych skarbów.    Jednym z nich jest figurka św. Anny Samotrzeć. Maleńkie przedstawienie Anny, Maryi i Jezusa, choć z naszego punktu widzenia może zdawać się prymitywne, to jednak jest tak urocze że aż chce się ich pogłaskać. Święta Anna z rodziną to samo w sobie dość osobliwe i niezwykle pogańskie przedstawienie, ale nie będę Was tym tu męczyć, za to zachęcam byście koniecznie przeczytali książkę Anny Kohli Trzy kolory Bogini, w której dość dużo miejsca poświęcono na ten temat, ale także na temat Dolnego Śląska. Czyta się lekko i przyjemnie, a do tego pozycja ta jest bardzo, ale to bardzo inspirująca.
   Wróćmy jednak do kościoła św. Anny w Sobótce. Oprócz małej, cudownej figurki, we wnętrzu znajduje się szereg rzeźb gotyckich. Niezwykle wysokich, które najpewniej nie pochodziły z Soboty. Przyjmuje się, że przywieziono je z Wrocławia. Są niesamowite. Szczególnie postać św. Anny, a także Madonna z dzieciątkiem. Figury są rumiane, ciepłe, wyglądają niezwykle wdzięcznie i przyjacielsko.
   Zostając przy kultach kobiecych, dość zaskakująca była wizyta w muzeum miejskim, gdzie znajduje się cała gablotka poświęcona Wielkiej Matce.

Bardzo ciekawa była także wizyta w ogrodzie przymuzealnym, w którym znajdują się fragmenty starych pomników, w tym upamiętniający MO, a obok niego Jan Nepomucen. W ogrodzie znajdowała się też XIX-wieczna urocza ławeczka, na której sobie cupnęłam :D
Po obejściu miasteczka pozostało nam coś zjeść. Zazwyczaj na wyjazdach zmuszone jesteśmy posilać się w pizzeriach (super pizza w Ząbkowicach na Rynku, polecam), ale tym razem pizzeri nie było, a właściwie była, tylko zamknięta. Toteż poszłyśmy do Restauracji pod Jeleniem. Chociaż drzwi wyglądały trochę mrocznie sugerując, że po drugiej stronie czeka nas powrót do minionej epoki, to wnętrze okazało się czyste i dość nowoczesne. Kolejną niespodzianką było doskonałe lokalne piwo i jeszcze doskonalsza sałatka z pieczonymi ziemniakami i mozzarellą. Zachwyt i peany.

To, co widzicie na zdjęciach to jest połowa porcji. Wzięłyśmy jedną na pół, przy czym wyszłyśmy najedzone do rozpuku i ledwie doczołgałyśmy się na autobus powrotny.
  Podsumowując: było super. Strasznie mi się Sobótka podoba, jej nieco czeski, ale i nieco niemiecki klimat z odrobiną nostalgii za latami 90-tymi, a w tym wszystkim zabytki, które naprawdę robią wielkie wrażenie.

2 comments:

  1. Pogańskie klimaty, Sobótka / Ząbkowice... do tego Wspaniałe Stulecie, naziści... i te ujmujące kreacje. Piorunująca mieszanka! Zdobyłaś moje serce! Zostaję tu. ;-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. :D brzmi ta mieszanka strasznie, ale cieszę się, że się podoba ;D

      Delete