W polskim internecie panuje niezdrowa nienawiść względem wiskozy. Nie rozumiem jej, ale wiem skąd się wzięła. Otóż. Na wielu stronach internetowych poświęconych tematyce kobiecej znajdują się artykuły, najczęściej błędnie tłumaczone z angielskiego, w których wyczytać można, że wiskoza jest syntetykiem. Wcale nie! To głupoty!
Włókna dzielą się na trzy rodzaje: naturalne, sztuczne i syntetyczne w angielskim sztuczne nazywane są często semi-synthetic przez co biedni copywriterzy, którym zlecono napisanie paczki tekstów o składzie odzieży dostają kręćka. Wiskoza jest włóknem sztucznym. Jej baza jest naturalna - to poddana odpowiedniej obróbce chemicznej (przy pomocy ługu słodowego i dwusiarczanu węgla) celuloza (tak, tak taka z drzew).
Wiskoza powstała w XIX wieku na skutek zapotrzebowania na tańszy zamiennik jedwabiu. Nie każdy mógł sobie przecież pozwolić na suknie z tak drogich materiałów, ale trzeba sobie było jakoś poradzić, toteż wielu chemików symultanicznie szukało czegoś, co mogłoby zastąpić jedwab. Prawdziwy szał na wiskozę przyszedł jednak w połowie lat 30-tych wieku XX.
Angielska nazwa włókien: Rayon, wprowadzona została w 1924 roku, jednak na terenie Europy bardziej przyjęła się wiskoza. Stąd oglądając metkę z SOB możecie zastanawiać się, że przecież pisałam o wiskozie, a na metce jak byk stoi jakiś dziwny Rayon.
Po drugiej wojnie światowej szał na wiskozę zaczął trochę przymierać. Wprowadzano kolejne, syntetyczne włókna, które w przeciwieństwie do wiskozy, czy w pełni naturalnej bawełny, nie były oddychające, ale tańsze w produkcji.
Obecnie trudno jest znaleźć naprawdę ładną wiskozę. Albo mamy materiał dobrej jakości z koszmarnym wzorem typu głowa lamparta, albo mierny materiał jednokolorowy, bądź z przyjemnymi kwiatuszkami.
Dlatego tak kocham Seamstress of Bloomsbury. Materiały, których używają są genialne, szeleszczące, lekkie i eleganckie. Wykończenie jest bez zarzutu, rzeczywiście rozumiem skąd mają takie, a nie inne ceny, za wydawałoby się dość proste sukienki. Dobrze, one mogą wydawać się zwyczajne, ale próżno szukać lepszego repo z lat 40-tych.
Ale nie na sukience i wiskozie poprzestanę. Mam jeszcze do omówienia kapelutek. Jest to kolejny kapelusz z lat 40-tych, który udało mi się dorwać w bardzo rozsądnej cenie. Nabyłam go na etsy w butiku TheVintageHatShop. Kapelusz to najprawdopodobniej kapelusz letni, bądź ślubny. Ozdabia go pęk piór w kolorze ecru. Pierwotnie miał woalkę, która pokruszyła się na skutek upływu czasu. Po prostu rozsypywała się w rękach, więc zdecydowałam się ją usunąć.
Kapelusz trochę przypomina formą kokosznik. Ma otwarty tył, więc nie muszę ograniczać się specjalnie z fryzurą.
Bardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
ReplyDelete