Każdy z nas słyszał wiele razy, że kobiety nosiły najpierw gorsety, od których umierały, a potem masowo zrzuciły je i ścinały włosy na krótko. Tworzy to jasną i określoną narrację, w której sprzężone są ze sobą emancypacja kobiet i nowe, wywracające wszystko do góry nogami trendy. W rzeczywistości jednak sprawa miała się zupełnie inaczej. Gorsety zostały, ale zmieniły swoją formę, nie podkreślały tak bardzo talii, ale raczej sprawiały, że sylwetka wyglądała jak "tuba", co sprawiało, że kobiece kształty korzystniej wyglądały przy sukienkach z obniżoną talią. W prasie z tego okresu znajdziemy mnóstwo reklam firm produkujących takie gorsety i zachwalających swoje produkty. Masowemu cięciu włosów nie poddały się wszystkie kobiety. Ba! Duża ich część wcale nie chciała wyglądać jak Louise Brooks i zachowała kędziorki, splatając je w ozdobne koki, korony z warkoczy, czy inne, wymyślne, bądź nie, upięcia. W ogólnym obrazie lat dwudziestych zachowała się jednak flapperka z amerykańskich produkcji. To trochę tak jakby całą ostatnią dekadę sprowadzać do Kim Kardashian, której styl jest bardzo charakterystyczny, czy wręcz ikoniczny, ale przecież nie obejmuje każdej kobiety żyjącej obecnie. Podobnie było z poprzednimi dekadami: w latach dwudziestych, nie każda kobieta chciała wyglądać jak krótkowłosa chłopczyca, w latach trzydziestych nie każda paradowała w sukniach-syrenach, w czterdziestych nie wszystkie czesały się w victory rolls, a w pięćdziesiątych mało kto mógł sobie pozwolić na diorowskie suknie. Jednak są pewne elementy, czy ikony które, dla ułatwienia, przedstawia się jako definicję stylu danej dekady, przez co różne alternatywy, czy mniej charakterystyczne ubiory (czyli rzeczywista większość tego, co noszono), popada w zapomnienie w ogólnej świadomości. A to sprawia, że historią dość łatwo można manipulować. Czego przykładem może być nakładanie pewnego dziwacznego i kompletnie nieprawdziwego dyskursu na lata międzywojnia.
Ile razy w różnych książkach, czy na grupach facebookowych czytaliście, że kiedyś to były obyczaje i prawdziwe, eleganckie damy przestrzegające wszystkich możliwych norm savior-vivru, dbające o godność i skromność? Że kobiety kiedyś nie wyglądały "wyuzdanie" jak "lambadziary"? Pewnie mnóstwo, bo codziennie wykwitają takie kwiatki. Z tym, że właśnie, to wszystko jest nieprawda!
Duża część kobiet była zmęczona serią durnych zasad, które skutecznie doprowadzały je do ogłupiania i odbierały im podmiotowość, dlatego robiły wszystko, żeby wytworzyć swoje własne zasady, w tym także pewien kod estetyczny, który nie miał się podobać facetom, ale im samym. Nie zależało im więc na tym, żeby być postrzegane jako skromniutkie i dobrze wychowanie, a na tym, żeby żyć pełnią życia i doświadczyć tego wszystkiego, do czego wcześniej nie miały dostępu, zaczynając od wykształcenia i podejmowania różnych prac, aż do palenia, picia, malowania się w sposób ekstrawagancki i widoczny, tańczenia do białego rana, prowadzenia aut i wszystkich innych aktywności, które wpisywały się w filozofię ciągłego pędu i dążenia do nowoczesności. To nie były strażniczki moralności i zastanego porządku! Zafascynowane ruchami takimi jak Nowa Rzeczowość, czy futuryzm, młode kobiety, najczęściej z klasy średniej, poszukiwały własnych kodów komunikacji, nowych rozrywek i miejsca w świecie, co sygnalizowały także własnym ubiorem i makijażem. A to nie podobało się części ówczesnych facetów, którzy podobnie jak dżentelmeni-Mietki z grup facebookowych o starych zdjęciach, wzdychali, że kiedyś to były prawdziwe kobiety w pięknych sukniach, siedzące w domu i usługujące panu. Na Zachodzie bez zmian. Podobnie małe, skazane na zapomnienie grupki dam opierających się zmianom (i faktowi, że musiały się w końcu wziąć do prawdziwej roboty) wieszczyły koniec świata i czasów. A świat gnał do przodu. Analogię widzimy teraz gołym okiem, gdzie jakiś zbulwersowany człowieczek wrzuca zdjęcie dziewczyny w szortach i pisze, że przed wojną byłoby nie do pomyślenia, bo wszystkie panie zmieniały toaletę 5 razy dziennie, nosiły kapelusze i rękawiczki - z tym, że wiedzę opiera na elementarzach stylu, które tak i kiedyś, tak i dziś czytało niewielu ludzi, a stosowała się do nich jeszcze mniejsza grupa odbiorców - po pierwsze nie każdy umiał czytać, po drugie duża część uznawała to za niepraktyczne nonsensy, które nie przewidywały, że kobieta pracowała zawodowo, po trzecie i najważniejsze: nie każdego było stać na takie ekstrawagancje!
Dużo ciekawszym, a bardzo rzadko poruszanym w ogólnych opracowaniach o historii mody, jest to, jak oceniano modę pod względem artystycznym - zarówno pochlebnie jak i krytycznie. Kwestię te w swoim artykule 1928 roku opublikowanym w magazynie kulturalno-modowym "Neue Frauenkleidung und Frauenkultur" poruszał doktor Kurt Biebrach. Biebrach, z wykształcenia historyk sztuki, w czasach nazistowskich został pracownikiem Ministerstwa Propagandy Trzeciej Rzeszy, konkretnie wydziału Sztuk Pięknych (w dodatku był to dość bliski znajomy Wernera Naumanna, sekretarza stanu w Ministerstwie Propagandy i niedoszłego zastępcy Goebbelsa). Można więc wnioskować, że jego opinia odnośnie nowego stylu ubioru miała podłoże nie tylko czysto estetyczne, ale również polityczne. Wizualizują się tu jego lęki odnośnie tego, że awangardy przyniosły cofnięcie się i zaburzenie naturalnego biegu sztuki, która nadmiernie zbliżyła się do utylitaryzmu, zatracając swój wyobcowany charakter. O dziwo nie jest tu poruszana kwestia kobiecości czy jej braku, co raczej samych wartości estetycznych. Interesującym jest też fakt, że autor za pewne bierze to, że moda jest równoprawną gałęzią sztuki.
Przejdźmy do samego tekstu i wyróbmy sobie sami opinię:
1.
„Sztuka mody” -popołudniowa sukienka z
wełnianych pasów w odcieniach piasku i drewna o surowym wzornictwie. Warsztat
"Bischof", Hamburg
|
Którędy biegnie droga?
Prawdopodobnie nigdy nie było takiej niepewności w ocenie wszystkich kwestii
artystycznych, takiego zakłopotania odnośnie znaczenia i sensu twórczości
artystycznej teraźniejszego życia kulturalnego, takiej obcości ogółu
społeczeństwa odnośnie pozornie istniejącej woli tworzenia form we wszystkich
dziedzinach sztuki, lecz i również rezygnacji wobec wszelkich czysto
artystycznych form. Z całą pewnością wygląda na to, jakoby w formach życiowych
i ekonomicznych, do których zmierzamy w pośpiechu pod rządami technologii i
industrializacji, a których podstawowe cechy obejmują standaryzację i typizację
we wszystkich dziedzinach, nie było miejsca na dzieła sztuki wizualnej, a nawet
na rzemiosło artystyczne, także i w domach, które nie chcą być tylko
"maszynami do życia", dla których podstawową funkcją jest tylko
realizacja podstawowych funkcji życiowych, gdzie każdy bibelot, każde
urządzenie, które wymaga więcej formy, niż ta, która czysto wypełnia
najpełniejszy cel, powinna zostać zabroniona.
Niewątpliwe jest również
uzasadnione odniesienie do silnego efektu estetycznego form technicznych,
takich jak konstrukcje inżynieryjne, których kształt został li i wyłącznie
wyliczony i które oceniało negatywnie wartości piękna takich produktów, od
izolatorów elektrycznych do szeroko rozciągniętego żelaznego mostu. Przecież w
końcu dla uprawnionego krytyka istnienie takiego zjawiska, jak "nowa
rzeczowość" wydaje się potwierdzeniem lęków prze tym wyrazem wszelkich
czysto artystycznych kreacji w czymś całkowicie technicznie uwarunkowanym. Ale
to właśnie w tym ostatnim fakcie znajduje się dowód na coś zupełnie
przeciwnego. "Konstruktywizm" był nazwą poprzedniego stylu, a
oznaczało to elementy maszyny jako wartość obrazu, jedynie w tworzeniu
równowagi wszystkich wartości formy i koloru, bez żadnego znaczenia, tak, jak
konstrukcja techniczna "zgadza się", aby zobaczyć dane zadanie.
Logicznym następnym krokiem byłoby porzucenie tej sztucznej konstrukcji i
zbudowanie samemu maszyny. Zamiast tego: "Nowa rzeczowość"; tj.
starannie dokładne, niemalże bolesne przedstawienie tego naturalnego obiektu,
kwiatu, krajobrazu czy twarzy - to staje się najwyższym zadaniem sztuki. A
zatem dowód na to, że w tym czasie technologii i jej tyranii nad wszystkimi
możliwymi formami życia istnieje co najmniej jedna możliwość, rodzaj formy
czysto artystycznej, która jednak nie wychodzi poza obecne uczucia życiowe
całości [społeczeństwa], a to dlatego, że w swoim najgłębszym sensie, jak i
"faktycznie", sam w sobie przynosi zdolność i możliwość przyszłej
egzystencji jako styl artystyczny.
Ale tylko dlatego, że wydaje się, jako, iż istnieją warunki wstępne dla przyszłego stylu, tak jak to miało miejsce we wszystkich okresach historii sztuki, to znaczy wewnątrz zjednoczonej, całej kultury, to konieczne jest zwalczanie wszelkimi środkami wpływów, które mogą utrudniać taki samowystarczalny wzrost. Są to zjawiska ostatnich dziesięcioleci, które powstały w obliczu niemal chaotycznego stanu intencji artystycznych, zrozumiałych w zakłóceniu życia kulturalnego, odnośnie którego obecnie, wydaje się, że niektóre fundamenty mogą się przekształcać, hamując zdrowy rozwój. Jest rzeczą oczywistą, że nowe formy, które wynikają z nowych form życia, nowych materiałów i nowych zastosowań, nie mają nic wspólnego ze stylami historycznymi; Każde obiektywne spojrzenie na historię sztuki w każdym czasie uczy, jak "nowoczesne" zawsze wydaje się [styl], jak mało romantyczny w stosunku do przeszłości. Ale to rozpoznanie prowadzić może lekką ręką do przesady w przeciwnym kierunku: oryginalność za wszelką cenę. To pragnienie jest najsilniejszą przeszkodą w rozwoju zdrowego stylu, tak jak celowe działania zakłócają rozwój duchowy. W przeszłości poszczególne osobowości artystyczne były odróżniane od mas nie tyle przez osobowość i wyjątkowość środków wyrazu, ale przez szczególną siłę ich wyjątkowego talentu, co sprawiało, że zdawały się być wiodącą, nie zaś ogólną częścią nurtu rozwojowego.
4.
Srebrno-szara, satynowa bluzka z krepy z
kostiumu wiosennego nr 3. Bluzka jest wykonana w formie prostej bluzki z
szeroką kopertą i ma różowe wykończenia z żorżety na dekolcie.
|
Do tych zahamowań odrodzenia
stylistycznego należy również całkiem pożądana prymitywizacja, ponieważ wraz z
nią całkowicie porzucona została podstawa stylistyczna współczesnej kultury. Co
mają bowiem wspólnego formy ludzi pierwotnych czy nawet tych pochodzących z
prehistorii z ludźmi, którzy budują samochody i samoloty. Dopóki nie jesteśmy
wewnątrz naszego stylu życia nie mniej, niż prymitywni w swoich, intencjonalne
formy sztuki nigdy nie mogą być wyrazem czasu; Skazane są jedynie na
powiększanie przepaści pomiędzy sztuką a życiem, a później zaliczają się do
kuriozów ze swej dziedziny w tak niepewnym czasie. Należą do tej kategorii
również i te wyroby rękodzielnicze, które w złym sensie nazywamy
"rękodziełem". We wszystkich tych rzeczach można dostrzec aż nazbyt
wyraźnie zamiar chęci bycia czymś innym, pragnienia jakiegoś podkreślenia:
"zobacz, jestem zaprojektowany". W tym rzecz, że intencje sztuki,
zrodzone z niepewności i przeszacowane przez indywidualne osiągnięcia, które
stanowią wielkie niebezpieczeństwo dla przyszłego rozwoju, są także przecenianiem technicznego, jednostronnego
konstruktywizmu.
Fakt, że forma techniczna jest w stanie przekazywać jakieś wartości estetyczne w żaden sposób nie dowodzi tego, że w przyszłości wszystkie siły ludzkiej duszy, które tworzą za pomocą środków artystycznych - a nie mamy najmniejszego nawet dowodu, na to, że ta podstawowa predyspozycja ludzkiego geniuszu może się zmienić do tej pory - będą miały odtąd jedynie czysto techniczny efekt formowania. I odwrotnie, fakt, że widok lokomotywy budzi w nas estetyczne uczucie przyjemności, nie daje absolutnie żadnego powodu, aby rozległy obszar naszego życia emocjonalnego, który dotychczas był wzbogacany i zaspokajany przez sztukę, w przyszłości miał być poświęcony wyłącznie produktom technologicznym, które można zbudować. Nie wspominając o tym, że wiele dziedzin technologii nie wystawia swoich najważniejszych mechanizmów na widok publiczny; można tu pomyśleć o turbinach wodnych, które służą do napędu dużych elektrowni czy silniku samochodowym, którego zwykle nawet niewidoczna obudowa w żaden sposób nie sugeruje efektywności estetycznej.
6.
Sukienka z dzianiny (do Nr.5) ze srebrno-szarej,
białej i beżowej tkaniny wełnianej w kratkę z szeroką szarfą z tkaniny, smukłym
skórzanym paskiem i chińską krepą na dekolcie i mankietach.
|
Jest więc wysoce prawdopodobne,
że kiedyś powrócimy do tych form ekspresji, które pokonają ogromną alienację
między publicznością a sztuką, którą znajdujemy [w sztuce] w dzisiejszych
czasach. Tak zwana "nowa rzeczowość" wydaje się być symptomem
kierunku dalszego rozwoju - ponieważ zakorzeniona jest w opiniach, które stają
się coraz bardziej podstawą współczesnej kultury, a także dlatego, że kultura
artystyczna zawsze była tam, gdzie mogła znajdować się na wspólnej płaszczyźnie
ze wszystkimi innymi uczuciami życia, być tą dyrektywą i gwarancją odzyskania,
nowej konsolidacji kultury artystycznej poprzez uogólnione wyrażenia
przemawiające do ogółu społeczeństwa.
Świetny artykuł, ale od interpunkcji bolą oczy...
ReplyDeleteBardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.
ReplyDelete