6.5.19

Mój Vintage - aksamitny żakiet

Co miesiąc bywamy na targu staroci w Świdnicy. Przez ponad rok systematycznych podróży udało nam się zapoznać wielu sprzedawców i co jakiś czas upolować od nich specjalne kąski. Ostatnio wróciłyśmy z całą torbą takich cudeniek. Wśród nich, prócz pięknej i dość dużej sukni z lat dwudziestych i letniej sukienki bawełnianej z lat trzydziestych znajdował się uroczy aksamitny żakiecik, pochodzący z przełomu lat trzydziestych i czterdziestych, w kolorze bordowym. 
   Żakiecik ten był odrobinę zakurzony i w paru miejscach poszły szwy. Przywrócenie go do dobrego stanu nie zajęło specjalnie dużo czasu. W przypadku aksamitu, szczególnie tak wiekowego, pranie nie jest wskazane. Za to pomocne okazują się wszelakiego rodzaju szczotki do ubrań, które pozwalają bardzo szybko na odkurzenie ubranka. Zagniecenia udało się rozprostować przy użyciu parownicy. Aksamit niestety także nie lubi się z żelazkiem i dość łatwo go zniszczyć poprzez nieumiejętne prasowanie - jak już musicie prasować stary aksamit, róbcie to przy użyciu małej temperatury i na lewej stronie. Najbezpieczniej jednak użyć zwykłej parownicy - nawet mała, ręczna wystarczy. Żeby nasz aksamitny cudziak jak najdłużej pozostawał w dobrym, świeżym stanie możemy się wspomóc albo przez wszycie materiałowych poduszeczek pod pachami, które co jakiś czas będziemy wymieniać, albo skorzystać z gotowców. Samoprzylepne poduchy pod pachy udało mi się odkryć ostatnio w niemieckich drogeriach sieci DM. Nie wiem czy są dostępne w Polsce, zapewne jak zapolujecie w sklepach typu Chemia z Niemiec, to uda się je złapać. Bardzo użyteczna rzecz.
  Żakieciki doby późnych lat trzydziestych i czterdziestych mają to do siebie, że różnica między biustem i pasem nie jest zbyt duża i dlatego bardzo często były dopasowywane przez kolejne właścicielki. Moja poprzedniczka zwęziła go o około 4 centymetry. Ja musiałam dodatkowo pogłębić szwy, które wykonała z tyłu, żeby dopasować ubranko do siebie - wyszło to dosyć pokracznie, ale grunt to frunt :) Zaciekawiło mnie bardzo wypełnienie bufki w rękawie. Zazwyczaj w sukienkach z lat czterdziestych jest to trójkątny fragment materiału, bądź filcu wypchany jakimiś pakułkami. Tutaj mamy sztywny, jakby słomiany zlepek uformowany w niewielkie skrzydełko nadające bufce odpowiedni kształt. Nie jest to zbyt wygodne jak nosi się pod spodem halkę bez rękawków, ale efekt z zewnątrz jest całkiem uroczy. 
  Nie wiedziałam za bardzo z czym zestawić żakiecik. Od razu się w nim zakochałam i mowy o tym, żeby po naprawie puścić go dalej w świat, nie było. Z pomocą przyszła Kasiełę i podarowała mi swoją starą spódnicę z Lindy Bop, którą dopasowałam do siebie i teraz robi za komplecik a la lata czterdzieste. Bardzo chciałabym wyglądać w tym jak Charlotta Langa, ale niestety nie jestem taka ładna i fajna :(









Podobał się wpis? Co powiecie na kawę?

No comments:

Post a Comment