16.7.18

Sukienka i spódnica z koła na zamówienie

Ostrzegam: zdecydowanie nie jestem gotowa do szycia ludziom na zamówienie, to był raz, a raz jak wiadomo nie zając.
  Otóż ostatnio miałam okazję spróbować swoich sił szyjąc na kogoś innego niż ja sama. Miałam do zrobienia dwie dość łatwe, by nie powiedzieć banalne rzeczy: spódnicę z koła i sukienkę, też z koła.

   Do wykonania ich dostałam przyjemną, czystą bawełnę, więc powiedzmy sobie szczerze: nie było to specjalnie trudne. Chodziło coś o stworzenie czegoś romantycznego, z lekkim retro feelem, ale też nadającego się dla osoby interesującej się Lolita Fashion w mało radykalnym wydaniu (całe szczęście). Spódnica z koła wiadomo. Złożyć materiał na cztery, wymierzyć i właściwie po temacie. Wyszła z tego spódnica midi we wzór trochę inspirowany kratą Burberry.



   Wyszła spódnica żywcem wyjęta z lat pięćdziesiątych i z braku laku, epokowo wykończona: zapinana na haftki, podszyta ręcznie, ale z nieprawilnym, nylonowym zamkiem. Wówczas najczęściej stosowano jednak metalowe, chociaż już od 1955 roku zdarzały się suwaki z tworzyw wszelakich.
   Dużo bardziej wymagająca była sukienka. Właścicielka sukieneczki jest jeszcze drobniejsza ode mnie w biuście, dlatego musiałam się trochę nakombinować żeby dostosować swoje korpusy z wykrojów do nieco mniejszej klatki piersiowej. Skopiowałam moją musztardowo-niebieską sukienkę z lat pięćdziesiątych, a właściwie jej górę, bo spódnicę także uszyłam z koła. Dekolt miał być wycięty w serduszko, dlatego trochę przerobiłam to, co odrysowałam od swojej sukienki i voila. Niestety mam zdjęcia tylko i wyłącznie z gorsetem, ale jeśli kojarzycie zawartość mojej szafy to pewnie macie wizję, która sukienka była pierwowzorem. Do tego na spółę z Zuzą przyszyłyśmy u dołu koronkę.

Zazwyczaj strasznie guzdrzę się z szyciem, ale, że czas naglił spódnicę zrobiłam w 3 godziny, a sukienkę w 6. Całkiem niezły wynik, jednak zarabiać na tym nie mam zamiaru. Oj nie. Tym bardziej, że to naprawdę duża odpowiedzialność, żeby wszystko wyglądało dobrze na osobie noszącej i żeby wykonać to tak, by się nie rozleciało po paru praniach. Dodatkowo: ja po prostu nie jestem zdolna w szyciu. Jest dużo osób, które umieją to robić i czują to, a ja się do nich nie zaliczam. O ile uwielbiam rzeczy naprawiać, czy przerabiać, to robienie czegoś od zera jest dla mnie naprawdę skomplikowane. Tym razem jednak się udało.
Jeśli wpis (i ubranka) się Wam podobały, będę wdzięczna za kawę.

No comments:

Post a Comment