19.8.16

Wakacje na Północy cz. II

Z malowniczej Lubeki skierowałyśmy się na wyspę Fehmarn, skąd popłynęłyśmy do Danii. Nim do tego doszło czekała nas godzina jazdy przez wysepkę, w której niegdyś zakochał się Reinhard Heydrich i co w sumie powinnam opisywać na Płowej Bestii, ale pewnie znowu Rosjanie ukradną mi content, a tu nie zaglądają. Otóż Fehmarn, które ja zapamiętałam z prywatnych filmów Heydricha, Fehmarn malownicze, z cudownymi wiejskimi chatkami, starożytnymi kurhanami, koziołkami, kurczaczkami, gąskami, krówkami i sielską atmosferą zwyczajnie nie istnieje. Obecnie Fehmarn to głównie wielkie pole pszenicy. Pszenicy, która wpada do morza bez przechodzenia w plażę. Oczywiście znajdują się tam jakieś wioseczki, czy nawet mieścina Burg (zresztą bardzo ładna, ale o tym w ostatnim odcinku wakacyjnym), ale widok z okien pociągu trochę mnie załamał. Pole, pole, pole, pole....
O ile ten widok był spoko przez pierwsze 10 minut, to godzina oglądania łanów zbóż była dość nudna (Peter pięknie podsumował to zjawisko: Fehmarn is not that exciting). Wyładowałyśmy się w Puttgarden i stamtąd 45 minut płynęłyśmy promem do Rodby gdzie czekali na nas przyjaciele: Peter i jego żona Karin. W Danii podobało nam się znacznie bardziej, szczególnie malutkie, rozsiane wszędzie białe, bądź czerwone kościółki z charakterystycznymi wieżami. Równie urokliwe były długie mosty (chociaż zarówno ja, jak i sześćdzięcioparoletni Peter boimy się nimi jeździć), jeziorka, lasy, urocze miasteczka i pałacyki. Rajsko. Jedyne, co wprowadziło nas w konsternację to brak krów. Dania jest jednym z głównych eksporterów mleka, a jakoś nie mogłyśmy dopatrzeć się gdzie pasą się krowy. Nasi przyjaciele wyjaśnili nam, że krowy są z dala od dużych dróg, na dowód czego pokazali nam jedną farmę schowaną za ich wsią.

na zdjęciach była Kasia, ale prosiła by jej nie publikować, dlatego została Buką
 No właśnie, nasi przyjaciele mieszkają w quasi-dworku nieopodal miejscowości Haslev. Budynek ten wzniesiono w XIX wieku na miejscu jakiegoś starszego lokum. Całość otacza przepiękny ogród (oczko w głowie Petera) i gęsty parkan z różnych dziwnych polnych roślin i krzewów. Od frontu jest podwórze z zabudowaniami gospodarczymi i wielkim głazem (przywiezionym przez Petera). Nasi przyjaciele, również bardzo zainteresowani postacią Heydricha, ugościli nas naprawdę po królewsku i czas spędzaliśmy na rozmowach o książce i o pewnym pałacu i jego przyszłości (też temat na Płową Bestię, ale to daleka przyszłość), ale także na wycieczkach po okolicy. A było co oglądać, z Kopenhagą włącznie.

No comments:

Post a Comment