21.11.15
Illuminata - Where Stories Unfold
Jakoś w ubiegłym tygodniu przejadło mi się wszystko czego do tej pory słuchałam w robocie. Wyszedł nowy kawałek Rhapsody of Fire, który zjeździłam do znudzenia. Odsłuchałam parędziesiąt razy Prometheusa Luca Turilli's Rhapsody, nadal nie mogąc się określić czy go kocham czy nienawidzę. Pomęczyłam trochę Theriona i Rainbow, po czym doszłam do wniosku, że może pora odkopać coś nowego. Włączyłam sobie jakieś female fronted metale i znalazłam kolejny zespół kończący się na -ata. Mowa o Illuminacie. Szczerze mówiąc nazwa zespołu sprawiła, że pomyślałam sobie: o, kolejny zespół bez wizji, który zmęczy mnie po jednym kawałku. Na całe szczęście się myliłam. Mimo dość banalnej nazwy, Illuminata zespołem banalnym nie jest. Where stories unfold jest doskonałe! Album jest pełen przepięknych kompozycji, które spokojnie mogłyby stanowić ścieżkę dźwiękową do wysokobudżetowego filmu przygodowego (szczęśliwie nie trąci to Hansem Zimmerem).
Z początku zachodziłam w głowę jakim cudem ten zespół nie jest znany szerszej publiczności i nie stoi w jednym szeregu z bonzami metalu symfonicznego. Kompozycje są bowiem bardzo chwytliwe, nie za ciężkie i doskonale zbalansowane. Od razu wpadają w ucho, nie męczą. Mają ogromny potencjał komercyjny, a jednocześnie nie trącą banałem. Przechodzimy od brzmień fantastyczno-przygodowych do groteski z elementami kabaretu, gdzieniegdzie słychać odrobinę elektroniki. Mimo takiego misz-maszu, nic się wzajemnie nie zagłusza. Orkiestra jest dość dobrze wyeksponowana, ale nie przytłacza sobą gitar i perkusji, ani nawet dość przyjemnego wokalu Katarzyny Nieniewskiej.
Co do samego wokalu. Momentami jest on klasycyzujący, ale w znacznej mierze jednak estradowy, o przyjemnej barwie, która dobrze wpasowuje się w baśniowy klimat albumu. Chociaż nie jestem fanką niczego co wokalem klasycznym nie jest, tutaj zdecydowanie mi się on podoba. Kompozycje podkreślają wszystkie jego atuty, a nie maskują (co robi się notorycznie w Nightwishu, od Century Child i w Within Temptation od zarania dziejów). Głos nie wypada blado i bezosobowo, ma charakter, dopasowuje się do piosenek, jest bardzo zmienny i widać jego spore możliwości, co zostało w odpowiedni sposób uwypuklone. Wokal o dość delikatnej barwie łatwo jest sprowadzić do papierowej przezroczystości i miałkości. Całe szczęście Illuminacie udało się tego uniknąć.
Co do orkiestry. Z początku myślałam, że to niemożliwe żeby jakiś mało znany band nagrywał z prawdziwą orkiestrą i myślałam, że mają jakieś niebywałe sample, które powstawały na elektronice made in Heaven. Nie. To prawdziwa orkiestra. Sześćdziesięcioosobowa orkiestra filmowa z Czech. Daje efekt dużo lepszy niż znacznie większe orkiestry londyńskie, z których pomocy zdecydowanie nie umieją korzystać największe sławy gatunku. Ale do tego, żeby w odpowiedni sposób wszystko zaaranżować żeby wypaliło, żeby nie powstał gniot jak moje znienawidzone Endless Forms Most Beautiful wiadomego zespołu, trzeba mieć zmysł i talent. Muzyka ma to do siebie, że jest jak zupa. Łatwo ją przesolić, dodać za dużo przypraw i będzie kompletnie niejadalna. Where Stories Unfold jest przepyszna. Polecam i mam nadzieję, że uda im się przebić do większego grona odbiorców.
PS. Polecam też przesłuchać instrumentalną wersję albumu, można wyłapać w niej dużo smakowitych kąsków, które łatwo pominąć w wersji z wokalem.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment