29.7.15

Śpiewająco

        Mam powody do radości. Największym z nich jest rachunek z Bundesarchivu, który tym razem skończył się na dwucyfrowym wyniku nie przekraczającym 40 euro. Nie wiem jakim cudem, bo zamówiłam naprawdę dostojną górę papieru. Drugim powodem mojego dobrego samopoczucia są lekcje śpiewu, które zaczęłam w tym tygodniu. Chodziło to za mną już bardzo długo i w końcu trafiła się szansa, żeby długoletnie marzenie zrealizować. Zobaczymy co z tego wyjdzie, ale na razie podobnież dobrze mi idzie. Trzymajcie za mnie kciuki.


      Założyłam też jakiś czas temu instagrama i chyba za bardzo nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. Widocznie jestem już w tym wieku, kiedy przyswajanie nowinek z zakresu social media nie przychodzi tak szybko jak wcześniej. Ale szczerze powiedziawszy byłam zawsze slowpoke'iem jeśli chodzi o różne portale społecznościowe. Moja nasza klasa została założona kiedy serwis umierał, facebooka mam głównie po to żeby informować znajomych o notkach na Płowej Bestii i mieć dostęp do notatek ze studiów, myspace miałam chyba z tydzień, a niedawno odkryłam, że ktoś założył mi fejkowe konto O.O! Administracja tego czegoś szczęśliwie usunęła tego osobnika. Mój tumblr jest odrobinę martwy, bo jest kopią mojego konta na deviantarcie. Akurat o DA dbałam zawsze bardzo mocno i przez długi czas kupowałam sobie premium, ewentualnie robili to moi znajomi. Niestety od dłuższego czasu Deviantart idzie w kierunku jaki zupełnie mi się nie podoba i zaczyna być kopią facebooka. Szczęśliwie wynieśli się z niego nazi-debile, przez co mam względny spokój. Niestety przeszli na tumblra i jest to główny powód, dla którego wszystko co złe utożsamiam z tumblrem właśnie. No i teraz mam instagrama, który służy mi w sumie głównie po to, żeby oglądać różne vintage fryzury. Tymczasem chwalę się ostatnią zdobyczą, jaką jest tropikalna sukienka z Lindy Bop, którą kupiłam, od osoby, na którą okazała się za duża (na mnie też trochę jest). Do tego wisiorek z Lolity i nylony od Cervina. A na nogach obowiązkowo znoszone łapcie z Deichmanna.



Mój insta: https://instagram.com/dextellamagna/

2 comments:

  1. Trzymam kciuki z kotami (to znaczy one trzymają łapki, jak mniemam)!

    Insta też na na początku był dla mnie mało atrakcyjnym miejscem, a założyłam go głównie po to żeby zobaczyć jaki ma potencjał dla potencjalnego klienta firmy. A ma, tylko go wśród setek słitfoć nie widać bez szkiełka :D Dla prywatnej osoby fajne jest na nim to, że jest tam pełno takich małych grupek z konkretnymi zainteresowaniami (reko, vintage, wege) i fajnie jest podpatrywać co tam ludzie robią w jakimś sensie od kuchni. I fajne jest to, że nikt się nie sili na bliższą interakcję (jak na fejsie czy na tumblrach), a jednak można kogoś poznać. To takie bezstresowe miejsce dopóki się ma małe konto. Lajkowanie pozostawię bez komentarza, bo psychologia lajków na insta jest jeszcze dziwniejsza niż na takim fejsie (rządzą dzieciaki korzystające z różnych f4f) i to chyba naprawdę bywa niezdrowe. W porównaniu ze snapem insta już jest jak dziadek na emeryturze, a fejsbuk stał się wiekowym starcem :D

    Ale się rozpisałam! Cudne wszystko, co masz na sobie. Najbardziej mojaśny jest ten wisiorek, ale jak znam życie ma w sobie tonę niklu. Uwielbiam tropikalne wzory!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Snapczat to już w ogóle jest poza moimi możliwościami poznawczymi :D więc nawet do tego nie podchodzę. Pewnie zaslowpoczę jak wymyślą jakąś kolejną stronę.
      Zauwazylam wlasnie, ze te rozne fryzury, przepisy i inne rzeczy, jak to ujęłaś "od kuchni, na instagramie to rzecz fajna, podobnie jak na pintereście. Niemniej napływ tego wszystkiego przyprawia o zawrót głowy.
      Cała polityka like za like, share za share to dla mnie glupota. Na tym wyplywaja tak naprawde mega miałcy ludzie. Mają rzeszę fanów, ale nic więcej z tego nie wynika. I to szerowanie za wszelka cenę doprowadza do różnych patologii, typu nastolatki wchodzące na losowe blogi i wręczające Lajbster Ełord. :D juz nawet Płowa była nominowana do tej zaszczytnej nagrody

      Delete