28.10.14

o Władzie, Gustawie i nazistach




źródło: wikipedia.org
          Obserwuje sobie internet, a szczególnie moją facebookową tablicę, która jest idealnym poletkiem dla domorosłych psycho- i socjologów. Całkiem niedawno zainteresowałam się odwiecznie istniejącym problemem, czyli idolizacją morderców. Niektórych wypada idolizować, innych nie można. Nie walczę o równouprawnienie w tej kwestii i od razu zaznaczam, że tego typu proceder w większości przypadków wskazuje na ciężką głupotę.
Upływ czasu wygładza patrzenie na przeszłe wydarzenia. Kolejne pokolenia odczuwają ból przodków w znacznie mniejszym stopniu. Tak było, jest i będzie. Zapomina się o dawnych krzywdach, za to dziwnie zaczyna się podziwiać tych, którzy te krzywdy wyrządzili.
Tak stało się z ofiarami pewnego hospodara wołoskiego Włada III zwanego Palownikiem, bądź Okrutnikiem. Co prawda jego zbrodnie zostały wyolbrzymione na potrzeby ówczesnej propagandy, ale let’s face it: facet był mordercą, podobnie jak większość możnowładców tamtych czasów. I głównym powodem jego popularności jest fakt, że wbijał ludzi na pal, a potem jego historia posłużyła jako kanwa do książki o wampirze. I to według niektórych wystarczy, żeby móc napisać: o boże, kocham go, miłuje bla, bla, bla.- I jest to dziwnym trafem zrozumiałe i nazywane oryginalnym hobby.
            Podobnie emocji nie budzi powieszenie sobie w salonie portretu Karola X Gustawa Wittelsbacha, mimo, że potop szwedzki był w skali procentowej dla kraju większą tragedią niż druga wojna światowa. Zginęło 40% ludności, spalono doszczętnie prawie 200 miast, tyle samo wsi, wywieziono dzieła sztuki i różne akta (no i pieniądze). Oszacowano to na sumę 4 miliardów złotych. Ale Karol Gustaw może być glamour i ozdabiać czyjeś ściany.
            Tym samym przywilejem cieszy się Stalin, Lenin i Che. I paru pomniejszych bossów z czerwonej strony mocy. Ci często trafiają nawet na koszulki, a w Berlinie spokojnie można paradować w czapce z czerwoną gwiazdą i flagą Związku Sowieckiego. Nikt się tym nie przejmuje.
            Powinnam tu też napisać o Młodych Turkach i Rzezi Ormian, ale o tym już nikt nie pamięta i jakoś ta zbrodnia do nikogo nie dociera, a na pytanie czy Turcy powinni za to odpowiedzieć najczęściej pada odpowiedź: a za co?
            O Czerkiesach i innych nie będę nawet wspominać.
            Ani o Japonii i Chinach, bo to w końcu nie nasz krąg kulturowy, więc co nas to obchodzi.
            Natomiast wszyscy ci hipokryci opisani wyżej dostają kociokwiku na widok Hitlera, albo niemieckiego orła. Nie czarujmy się kojarzą mundury z filmów o Czterech Pancernych i wiedzą, że Niemcy=źli. Niemiec żyjący w latach 30, w oczach naszych hipokrytów, to na pewno morderca, nawet jak jest Dietrichem Bonhoefferem, albo Peterem Yorkiem von Wartenburgiem. Fani Włada i spółki o tych personach zapewne nie słyszeli, utożsamiając każdego Niemca z nazistą. Ale to temat na inny wywód.
 Chociaż sami ci ludzie jawnie oddają cześć mordercom z poprzednich wieków (ewentualnie Rzeźnikowi z Krakowa, bo to też glamour, szczególnie wśród studentek psychologii), to dla nich barierą nie do przeskoczenia jest to, że ktoś w podobny sposób traktuje nazistę: kata z obozu, czy biurokratę, który wysyłał jednym podpisem tysiące na śmierć. Nie piszę tu o sobie, chociaż wiele osób może myśleć, że mam kisiel w gaciach na widok Heydricha, jak panienki na widok malowideł przedstawiających Włada. Nie, nie mam. Za to znam osoby, które rzeczywiście po prostu idolizują nazistów i zdecydowanie ich nie pochwalam. Ale nie pochwalam również hipokryzji ze strony fanów innych morderców, którzy, jakby nie patrzeć dopatrują się drzazgi sami mając belki w oczach.
            Nie rozumiem takiego wartościowania mordu. Czy fakt, że zbrodnię popełnił król szwedzki czyni ludzką śmierć bardziej lajtową? Taką „do przeżycia”? Czy zbrodnia bawarskiego hodowcy kurczaków jest gorsza? Bo zginęło więcej osób? Bawimy się w statystyki i odhumanizowujemy ofiary potopu szwedzkiego jeszcze bardziej, a stosujemy przy tym stalinowskie metody. Przecież ci ludzie też cierpieli i nie chcieli wcale umierać. Dzieci straciły rodziców, rodzice dzieci. Wojny inne, ale dramaty te same.
            Myślałam najpierw, że wiąże się to z upływem czasu, ale nie, nie o to chodzi. Jak już wspominałam i mordercy żyjący po zakończeniu drugiej wojny światowej cieszą się wielkim powodzeniem i zainteresowaniem. Charles Manson, Anders Breivik i inni. Zainteresowanie tymi typami nie powoduje też większych emocji, jak w przypadku nazistów, to tylko oryginalne hobby.
            Nie chcę by nazizm banalizowano, ale nie chcę też by banalizowano inne tragedie, jakie spotkały ludzkość. Nie chcę żeby Wład był fajny, tak samo nie chcę żeby Goeth był fajny. I nie uważam za słuszne żeby przestać o nich mówić, zapomnieć. Nie, wręcz przeciwnie mówić i pamiętać należy, ale mieć świadomość, że i jeden i drugi przyczyniali się do ogromnej, ludzkiej krzywdy. I nigdy nie wartościować tego, czyje cierpienie było większe.

4 comments:

  1. Też pomyślałabym, że to patyna czasu, że pokłady kultury i zmienność optyki, taki Napoleon, na przykład, u nas czczony, w Hiszpanii nienawidzony. Ale to nie tak. Przywołanie współczesnych morderców wiele zmienia. Jest cienka granica między ciekawością, a fascynacją kisielową, ale mam wrażenie, że w sumie we współczesnej narracji, jaką pisze popkultura dla morderców, zupełnie tej granicy nie ma. Oni stają się postaciami fikcyjnymi, mitami, ucieleśnieniem poglądów, wyobrażeń ludzi zamkniętych w swoich światach przed kompem. Odsącza się ich zupełnie z realiów historycznych. Robi z nich ikony. Kiedyś robiło się to w imię propagandy, dziś rozrywki. Z tym drugim trudniej walczyć, bo sam fakt, że wiesz jak było, nie prowadzi do tego, że możesz jakoś wykazać, że banalizacja zła jest czymś niefajnym. Zjedzą cię. Powiedzą, że się czepiasz i po co rozpamiętywać stare dzieje, lepiej się bawić historią. Z nazistami jest łatwiej, bo ich wizerunek nadal jest silnie zakorzeniony w powszechnym odbiorze. A mamy modę na powstanie i drugą światową, nie da się nie zauważyć, że to zrobił się atrakcyjny, dobrze sprzedający się towar.

    ReplyDelete
    Replies
    1. O tak, swoja droga w XIX wieku fascynowanie sie Napoleonem było tak samo piętnowane jak obecnie fascynowanie sie nazistami (chyba nawet w jakims szlagierze polskiej literatury byl poruszony ten wątek, nie w Lalce?).
      Tak i odbior ludzi ktorzy nie kisieluja jest taki sam jak odbior tych co maja kisiel, chodzi chyba o ogolna tendencje do tego, ze ludziom wygodnie miec posegregowane na be i cacy, a cos co nie daje sie jednoznacznie sklasyfikowac ląduje w kategorii be. Teraz propagande troche podpina sie pod rozrywke. I wiele rzeczy przemyca sie w blockbusterach, serialach. One nie sa tak przezroczyste ideowo jak sie zwyklo myslec niestety.

      Delete
  2. Zauważyłam komentaz o Napoleonie. W sumie był on podziwiany, bo chciał dobrze dla swojego kraju, to nic, że posuwał się do takich, a nie innych metod, ale chciał dobrze i to się dla ludzi liczyło. W końcu ktoś się zainteresował.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Reinhard Heydrich również chciał dobrze dla swojego kraju :D

      Delete