Parę tygodni temu spotkało mnie ogromne szczęście. Znalazłam w lumpeksie coś niebywałego: wieczorową suknię z lat trzydziestych. Miałam okazję mieć w niej sesję zdjęciową we wrocławskim Parku Staromiejskim. Fotografką była Frustra
Nim jednak do tego doszło, sukienka przeszła dość długą drogą. Zapewne nikt: ani obsługa second-handu, ani klientki wyszarpujące sobie szmatki z sieciówek, nie byli świadomi tego, czym była niezapominajkowa, długa sukienka. Kosztowała mnie kilkanaście złotych.
Gdy tylko wróciła ze mną do domu zaczął się długotrwały proces prania, czyszczenia i zszywania. Zaczęło się od prania: miałam do czynienia z wiskozą, zatem dość kurczliwym materiałem, dodatkowo obszytym cekinami i powoskowanymi różyczkami - takich rzeczy nie polecałabym prać inaczej niż ręcznie i to przy użyciu dość delikatnych środków piorących (jeśli macie tak starą sukienkę, która ma duże plamy [moja akurat nie miała], to absolutnie nie cudujcie z wybielaczem, istnieją specjalne proszki i płyny do prania vintage rzeczy, takie jak Retro Wash, które nie kosztują najmniej, ale przynajmniej nie wypalą dziur w wiekowej tkaninie- ja używam zwykłego proszku do prania, albo- w przypadku naprawdę delikatnych tkanin- żelu pod prysznic, bądź szamponu bez SLSu). Chyba, że lubicie mieć skurczone rzeczy - a vintagowe cuda najczęściej kurczą się z jednej strony i wychodzi jakaś asymetryczna makabra. Dla bezpieczeństwa rozciągnęłam schnącą sukienkę na drzwiach od szafy i przypięłam spinaczami. Na szczęście nie skurczyła się.
Kolejnym etapem było zaszycie niewielkich dziurek i pękniętych szwów. Były one, za wyjątkiem jednej jopki w dole sukienki, niezbyt widoczne i udało się je skutecznie zamaskować. Następnie przyszła kolej na wyczyszczenie resztek wosku z różyczek. Był on stary i skruszały, dodatkowo w praniu zbił się w kulki. By przywrócić kiecy absolutny blask muszę jeszcze wymienić w niej poduszki w ramionach. Poza tym obecnie prezentuje się całkiem dobrze. A przede wszystkim uwolniłam ją od znienawidzonego zapachu deratyzatora.
I jak sądzicie, jak się teraz prezentuje?
PRZEPIĘKNIE!
ReplyDeleteDziękuję :D
DeleteDo jakich lupeksów Pani chadza, że udaje się Pani dorwać takie cudeńka? Czy są jakieś "profilowane", czy przy odpowiedniej determinacji, szczęściu i umiejętnościach można znaleźć takie perelki w każdym?
ReplyDeleteZ każdą stylizacją zbieram szczękę z podłogi!
Pozdrawiam serdecznie,
Hania
Hmm...Właśnie najlepiej chodzić do lumpeksów, z dużym asortymentem, takich wielkich, albo całkiem malutkich i zapuszczonych. Obiekty typu "wyselekcjonowana odzież używana" - to głównie ciuchy z primarku i innych sieciówek, więc nic ciekawego się tam nie znajdzie.
Delete