Udało się. Sama nie wiem jak, ale tego dokonałam: uszyłam swoją dream sukienkę. Nie wyszła może w 100% jak sobie marzyłam i wymaga nadal dopasowania do mojej sylwetki, niemniej jestem z niej super dumna. Ciemnozielona z przyjemnej, lejącej się tkaniny, niemal do ziemi, rocznik 1933. Powstała z wykroju z niemieckiego żurnala. Model wpadł mi w oko już bardzo dawno, kiedy robiłam parę ilustracji na zamówienie dla mojej koleżanki z Czech do jej opowiadania. Wybrałam tę sukienkę dla jednej z głównych bohaterek. Narysowałam ją w ciemnoniebieskiej tonacji, a kokardę pozostawiłam białą. Od tej pory suknia Lotty chodziła za mną dniami i nocami, ale bałam się usiąść do maszyny w obawie, że nie wyjdzie tak jak sobie wymarzyłam.
W końcu jednak się przemogłam. Polecano ją wykonać z jerseyu, ale Kasia wybrała mi mniej rozciągliwą tkaninę. Wynikło z tego kilka przygód: okazało się, że otwory na głowę i rękawy są trochę za wąskie i musiałam je rozszerzać. Do tej pory mam zresztą problem żeby wciągnąć ją przez głowę: jest to możliwe tylko jak mam rozpuszczone włosy. A przekonałam się o tym już na sesji zdjęciowej! Kłopotów nastręczyło mi też przyszycie kokardy, na którą sukienka jest wiązana przy szyi, ale po przeczytaniu paru tutoriali w sieci i wsparciu z szyciowych grup na fejsie, udało mi się wykoncypować jak to mniej więcej powinno zostać zrobione. Jak na pierwszy raz uważam, że nie jest źle. Na razie jest jeszcze dość workowata w pasie i biodrach.
Jak już moje opus magnum zostało skończone uznałam, że wypada by zostało należycie obfocone i zdecydowanie nasze wysłużone LG to za mało. Ale odezwałam się do Ultramarine Photography, która akurat organizowała portretowe sesje kobiece i postanowiłam skorzystać, tym bardziej, że bardzo podobają mi się jej lekko zamglone, oniryczne zdjęcia. Współpracę z Ultramarine bardzo polecam. Jest niebywale profesjonalna i zdolna, a efekt jej prac przerósł moje najśmielsze oczekiwania. No i mogę się podzielić pierwszą częścią sesji:
No comments:
Post a Comment