8.1.17

Atak zimy - Halle, Lipsk i Der Vintage Flaneur

Przy naszych licznych podróżach przed świętami nie udało nam się nawiedzić Halle, w którym od lat co roku jesteśmy na jarmarku świątecznym i kolekcjonujemy kubeczki po grzanym winie. Na osłodę postanowiłyśmy pojechać na mini zimowe ferie, żeby trochę odpocząć, a właściwie żeby spędzić jeden dzień w ukochanym mieście, a drugiego pojechać do Biblioteki Narodowej w Lipsku i zdobyć materiały do pisania książki. Złożyło się o tyle szczęśliwie, że ja miałam w pracy i tak parę dni do odrobienia, a Kasia w porę załatwiła sobie wolne i tak 5 i 6 stycznia straszyłyśmy w Sachsen i Sachsen-Anhalt. Pojechałyśmy sobie radośnie KD z Wrocławia do Drezna. O dziwo grzali. Czemu o dziwo? Bo powrotną drogą polscy panowie konduktorzy twierdzili, że w tym pociągu nie grzeje. Za to Kasi powiedzieli: nie wiemy jak włączyć, bo źli Niemcy nie powiedzieli... Wiecie ten pociąg relacji Drezno-Wrocław już trochę jeździ, ja bym się zapytała i prosiła o przeszkolenie. Niemniej rzecz jasna był to pic na wodę, bo w końcu pod Wrocławiem włączyli na trochę grzanie. Znowu padłam ofiarą oszczędności.
Deutsche Bahn nawet w pociągach regio dba o to, żeby w zimowe dni móc siedzieć bez rękawiczek i płaszcza

Koleje Dolnośląskie mają takie kwestie w głębokim poważaniu

Gdy tylko dojechałyśmy bez większych problemów do Halle, okazało się, że o ile od Wrocławia towarzyszyły nam zaspy śniegu, to w mieście Haendla nie spadła nawet śnieżynka. A jak spadła to się roztopiła. Słoneczko grzało, był lekki mróz. Pogoda jak marzenie. Po ogromnym obiedzie w halleńskim domu ziemniaka (bardzo dobry lokal, z potwornie wielkimi porcjami jedzenia!), udałyśmy się na rynek i tam: NIESPODZIANKA! Jarmark świąteczny. 
Jak mnie to bardzo ucieszyło! Co prawda po Świętach połowa budek się zwinęła, jednak te najbardziej okazałe zostały. I zostały też kubeczki pełne parującego, pysznego grzanego wina. 
Ja, kubeczek i wino
Gorące, wiśniowe winko momentalnie nas rozgrzało i mogłyśmy dokładnie rozejrzeć się po jarmarku, gdzie prócz kiełbasek, świątecznego kiczyku i węgierskich langoszy postawiono taki o to budyneczek:


Który na dachu miał obracające się renifery - maskotki halleńskiego jarmarku, które pojawiły się na wszystkich kubeczkach, które zbieramy od lat. Zapewne rasowi esteci pomyślą sobie o mnie jak najgorsze rzeczy, ale ja po prostu uwielbiam tego typu cudowności. 
Jarmark z widokiem na Haendla i Marienkirche
Z Jarmarku pomaszerowałyśmy do hostelu, gdzie trochę uporządkowałyśmy się po sześciogodzinnej podróży. Naszą stałą bazą jest przeniesione z pięknej willi Lewinów, o której pisałam kiedyś na Płowej Bestii, schronisko młodzieżowe. Nazwa nie zachęca, ale w rzeczywistości jest to hostel o dość wysokim standardzie, gdzie za 30 euro można mieć wygodny nocleg z bardzo czystą i przestronną łazienką i pysznym śniadaniem rano. A prócz tego z okien roztacza się piękny widok na miejską łaźnię z okazałą, secesyjną wieżą.




Kiedy Kasia się myła ja robiłam sobie selfiki starając się uwiecznić pseudo-finger waves
Potem czekał nas nightlife, czyli picie naparu imbirowego na gardło w naszym ulubionym lokalu Fliese i spacer po Halle wieczorem i liczenie gwiazd z Herrnhut w oknach. Te cudaczne ozdoby, które można było kupić też na wrocławskim jarmarku, pochodzą z Saksonii, z małej miejscowości pomiędzy Goerlitz a Loebau, Herrnhut. Herrnhut to miasteczko założone w XVIII wieku przez braci czeskich, którzy uciekali do Saksonii przez prześladowania religijne i zaprojektowali osadę na planie krzyża. Budynki które wznosili to przykład na to, że barokowa architektura może być skromna. Podobnie jak ich świątynia, czy cmentarz. Zdecydowanie warto odwiedzić to miejsce, tym bardziej, że nie jest daleko i spokojnie bilet Euro-Nysa wystarczy żeby tam dojechać. Można tam też kupić gwiazdy. Gwiazdy, których historia sięga XIX wieku. Powstały na lekcjach geometrii w gimnazjum w Niesky i wkrótce stały się symbolem Adwentu, a potem rozpanoszyły się po całych Niemczech. Pojedyncze egzemplarze widziałam też w Polsce.
Herrnhuckie gwiazdy źródło: wikipedia
Rankiem 6 stycznia poszłyśmy na pociąg do Lipska. I okazało się, że wszystko jest zamknięte, bo jest święto! Ulice Halle były opustoszałe a pojedynczy ludzie zmierzali jak my na dworzec. Trochę nas to przeraziło, bo Deutsche National Biliothek nie poinformowało nas o tym, że w piątek są zamknięci i jechałyśmy do Lipska z obawą, że pocałujemy klamkę. Na szczęście tak się nie stało! Co więcej w półtorej godziny zdobyłyśmy wszystkie książki, jakie miałyśmy zdobyć i pojechałyśmy do Drezna, gdzie na stacji Neustadt w oczekiwaniu na pociąg do Goerlitz kupiłyśmy sobie gazetkę do pociągu. Gazetkę nie byle jaką:

Dotychczas przeglądałyśmy różne numery, przy każdej okazji, jaką był postój w Dreźnie, ale tym razem wsiąknęłyśmy w treści i zakupiłyśmy sobie magazyn do pociągu. I co nas zaskoczyło? Prócz pięknych sesji zdjęciowych, uroczych przepisów na balsamy do ust i innych kwestii charakterystycznych dla tzw. pism kobiecych, Vintage Flaneur oferuje artykuły historyczne, opowiadania kryminalne (gdzie odpowiadając na zagadki można wygrać nagrody) i przede wszystkim nie jest heteronormatywne. Wow! Jakaś gazeta zauważa, że są kobiety, które niekoniecznie są zainteresowane mężczyznami, czy w ogóle kimkolwiek, a także nie próbuje wbić je w szufladki (bardzo fajny artykuł jest tam właśnie o szufladkowaniu kobiet i robieniu im złego PR na podstawie tego jak wyglądają). Zaraz przy spisie treści jest też dość miły akcent: narysowany gentleman, który laseczką rozwala swastykę i wymowny napis: Vintage gegen Rechts. Po rzygogennych treściach z blogów i artykułów o Szkołach Dam i innym shicie typu: rozkloszowane spódnice sprawią, że będziesz prawdziwą kobietą, a twój mężczyzna będzie cię pożądał;  Jest też mało szczucia cyckiem, ledwie na dwóch stronach artykuł o fotografce, która robi zresztą dość subtelne rzeczy. Też miło na to popatrzeć, w przeciwieństwie do zalewu retro modelek made in Poland, których tyłki znam lepiej od twarzy. Der Vintage Flaneur to cudowna odtrutka. Przy następnej wizycie w Niemczech z pewnością nabędę kolejny numer.
Eko etola i suknia od Vecona Vintage. Jakie te ciuchy są piękne





No comments:

Post a Comment