Z malowniczej Lubeki skierowałyśmy się na wyspę Fehmarn, skąd popłynęłyśmy do Danii. Nim do tego doszło czekała nas godzina jazdy przez wysepkę, w której niegdyś zakochał się Reinhard Heydrich i co w sumie powinnam opisywać na Płowej Bestii, ale pewnie znowu Rosjanie ukradną mi content, a tu nie zaglądają. Otóż Fehmarn, które ja zapamiętałam z prywatnych filmów Heydricha, Fehmarn malownicze, z cudownymi wiejskimi chatkami, starożytnymi kurhanami, koziołkami, kurczaczkami, gąskami, krówkami i sielską atmosferą zwyczajnie nie istnieje. Obecnie Fehmarn to głównie wielkie pole pszenicy. Pszenicy, która wpada do morza bez przechodzenia w plażę. Oczywiście znajdują się tam jakieś wioseczki, czy nawet mieścina Burg (zresztą bardzo ładna, ale o tym w ostatnim odcinku wakacyjnym), ale widok z okien pociągu trochę mnie załamał. Pole, pole, pole, pole....
O ile ten widok był spoko przez pierwsze 10 minut, to godzina oglądania łanów zbóż była dość nudna (Peter pięknie podsumował to zjawisko:
Fehmarn is not that exciting). Wyładowałyśmy się w Puttgarden i stamtąd 45 minut płynęłyśmy promem do Rodby gdzie czekali na nas przyjaciele: Peter i jego żona Karin. W Danii podobało nam się znacznie bardziej, szczególnie malutkie, rozsiane wszędzie białe, bądź czerwone kościółki z charakterystycznymi wieżami. Równie urokliwe były długie mosty (chociaż zarówno ja, jak i sześćdzięcioparoletni Peter boimy się nimi jeździć), jeziorka, lasy, urocze miasteczka i pałacyki. Rajsko. Jedyne, co wprowadziło nas w konsternację to brak krów. Dania jest jednym z głównych eksporterów mleka, a jakoś nie mogłyśmy dopatrzeć się gdzie pasą się krowy. Nasi przyjaciele wyjaśnili nam, że krowy są z dala od dużych dróg, na dowód czego pokazali nam jedną farmę schowaną za ich wsią.
|
na zdjęciach była Kasia, ale prosiła by jej nie publikować, dlatego została Buką |
No właśnie, nasi przyjaciele mieszkają w quasi-dworku nieopodal miejscowości Haslev. Budynek ten wzniesiono w XIX wieku na miejscu jakiegoś starszego lokum. Całość otacza przepiękny ogród (oczko w głowie Petera) i gęsty parkan z różnych dziwnych polnych roślin i krzewów. Od frontu jest podwórze z zabudowaniami gospodarczymi i wielkim głazem (przywiezionym przez Petera). Nasi przyjaciele, również bardzo zainteresowani postacią Heydricha, ugościli nas naprawdę po królewsku i czas spędzaliśmy na rozmowach o książce i o pewnym pałacu i jego przyszłości (też temat na Płową Bestię, ale to daleka przyszłość), ale także na wycieczkach po okolicy. A było co oglądać, z Kopenhagą włącznie.