Ruszyła mnie wczoraj wieczorem pewna rzecz. Czasem googluje sobie różne retro modelki, blogerki i innej maści internetowe celebrytki. I naszła mnie smutna refleksja. Coś w Polsce znów poszło nie tak. Gdzie nie spojrzę pin-up, vintage i retro sprzężone są silnie z hiperseksualizacją kobiecego ciała. To znaczy: nie da się tego robić w Polsce bez podtekstu seksualnego i szczucia cycem. W mediach tradycyjnych moda retro pojawia się przy okazji burleskowych tancerek w różnych talent-show. W realu wszelakie spotkania retro to albo bulreska albo pokazy pin-up na zjazdach motocyklowych/samochodowych gdzie większość przybyłych stanowią faceci.
Szczerze mówiąc to mi się to nie podoba. A nie podoba mi się to jeszcze bardziej gdy kontrastuje to z wzorami zagranicznymi. Brakuje mi tekstów takiego typu: http://www.bustle.com/articles/90137-7-reasons-pinup-fashion-is-actually-feminist-even-if-the-time-it-originated-in-was-not
Zagraniczne butiki, na przykład Pin up Girl Clothing wstawiają na swoje facebooki treści prokobiece i społecznie zaangażowane. Ta strategia marketingowa do mnie trafia, jasno mówi: możesz wyglądać fajnie w naszych ubraniach i jednocześnie nie być mięsem dla śliniących się kolesi. A co jest u nas? Wywalone biusty, wypięte tyłki, a to wszystko w kiczowatych wisienkach i kropeczkach, gdzie tak naprawdę ubiór jest drugo- albo i nawet trzeciorzędną sprawą.
Przy tym jeszcze wmawia się kobietom, że to jest fajne. Obnażysz się, żeby być wolna i niezależna. Nic z tych rzeczy: półnagie modelki to kopalnie lajków, kliknięć w reklamy i czysty zysk, którego nie da elegancka dama w zimowej kolekcji retro sweterków. Przykładając do tego rękę dasz się wydoić jak krowa.
A jak wyglądają eventy? W Niemczech, czy nawet w Czechach: tea parties, warsztaty szycia, luźne spotkania o tematyce historycznej czy tańce. U nas: pokazy mody na konwentach moto, sesje w bieliźnie, festiwale burleski itp. Bez gołej dupy się nie da. Chciałam się raz wybrać na pokaz mody, ale okazało się, że jest to impreza moto, więc: nie, dziękuję. Mam trochę więcej do wyrażenia niż łażenie w stroju codziennym przed tabunami facetów. Nie ubieram się dla nich. Mój wizerunek to efekt tego co mi się podoba i nie potrzebuję do tego samczej aprobaty.
Oczywiście w innych krajach też są festiwale burleski, ale porównując je z tym co się dzieje lokalnie, to mam wrażenie, że nasze performerki nastawione są głównie na rozbieranie się, a nie na sam występ i pokazanie swoich umiejętności aktorskich i tanecznych. Może się mylę i nie dostrzegam kunsztu, ale w swojej opinii nie jestem odosobniona.
Dostępny asortyment? W większości kuse kiecki, które z retro nie mają zbyt wiele wspólnego i nadają się bardziej na jeden raz do łóżka niż do noszenia na co dzień. Na brak bielizny w klimacie nie możemy narzekać, ale dostać w Polsce cokolwiek innego niż swing dress: niemożliwe.
Denerwuje mnie to. Denerwuje mnie, bo można inaczej i wiele osób by sobie tego życzyło. A naprawdę można otrzymać efekt wow bez stanika w wisienki i prowokacyjnych treści. Można z klasą, elegancko i kobieco, bez naganiania złaknionych damskich biustów facetów na wątpliwej jakości eventy. Można to robić dla siebie i nie być przy tym wyfiokowaną porno gwiazdką. Przykłady? Ava Elderwood, czy Vecona. Da się.
Co proponuję? Dziewczyny: odzyskajmy retro. Nie dajmy się ograniczać do tego, co jest dostępne na miejscu, a starajmy się znaleźć inne drogi. Mamy dobre wzorce na południe i na zachód od naszego kraju. Przy dobrej obserwacji można stworzyć coś wielkiego. Wychodzę na malkontenta, który narzeka, a sam nic nie robi, ale powiem szczerze: próbowałam wiele lat temu ogarniać spotkania w klimacie Lolita Fashion i do tej pory mam po tym czkawkę.
A to nie jest tak, że retro to uwspółcześniony vintage? Kiedyś mi się obiło o uszy coś takiego.
ReplyDeleteCo do ciuchów. Ostatnio biegam tylko w spodniach i zwykłych koszulkach, bo miałam już dość tego oglądania się, obracania, szturchania czy nawet zaglądania pod spódnicę...
W Wielkiej Brytanii retro to lata 20-50 ( w innej wersji 20-80) vintage 60-90 (inna wersja vintage to stare zrobione na nowe, albo lata 90). Jedynej słusznej wersji nie ma. U Niemców zauważyłam że vintage=retro
DeleteJa mam typów w powazaniu, zycie jest za krotkie zeby dac sie im sterroryzowac i wygladac zle
Ja niby też ale już mnie to zaczęło męczyć. Ale może już niebawem do tego wrócę jak mi się życie ustabilizuje i włosy podrosną. Z fryzurą na "boba" ciężko ukręcić loki :D
Deletechucham zeby rosly :D
DeleteChyba zacznę pić drożdże XD
DeleteSzampon i odżywka IHT 9 od Lass, polecam.
DeleteNiestety, mam takie same spostrzeżenia. Wszelkiego rodzaju retro w polskim wykonaniu z jakim miałam do czynienia (oczywiście poza Twoim blogiem >D) to wypinające się pin-upowe dziewczęta (motyw wisienek obowiązkowy). Co prawda sesje w większości są bardzo estetycznie wykonane i przyjemne dla oka, ale ileż można?
ReplyDeletePS Ten marynarski sweterek jest genialny, marzy mi się taki czysto czarny >D
Niektore estetyczne inne typu laska w wisienki z motorem ubabrana smarem nawet estetyczne nie sa :D
DeleteSweterek jest z Banned, są też w róznych wersjach kolorystycznych, w wzorki, bez wzorków. Swój kupiłam w Lipsku stacjonarnie, ale widziałam je tez na Sirens and Starlets.
Mnie też to denerwuje. Miałam w szkole na historii prelekcję o modzie i gdy doszło do XX wieku, to nieźle się nasłuchałam... [Pin-up geerls to dziwkii!] Większość klasy nie wiedziała, że interesuje mnie ten styl, co zresztą jest logiczne - mają o nim inne pojęcie, a niewiele osób mnie wtedy słuchało. D: Chociaż do staników w wisienki nic nie mam. :D [Ale fotek bym sobie w nich nie zrobiła.] Ogólnie, motyw wiśni bardzo lubię! Teraz po zrobieniu wisienkowego setu biżuterii zabrałam się za marynarski. Widzę, że Tobie na zdjęciu bardzo fajnie to wyszło! Myślisz, że dam radę połączyć niebieski z czarną spódnicą w grochy? Czy lepiej poczekać do zakupu czegoś bardziej pasującego?
ReplyDeleteNa retro meeting z chęcią bym się wybrała, jednak te wypięte biusty rzeczywiście odstraszają. :DD
Obraz pin-upu i ogolnie mody retro jest tez znieksztalcony przez to, ze w Polsce uznawalo sie to za mode kapitalistyczna za glebokiej komuny i do tej pory to pokutuje.
DeleteTez lubie motyw wisni! Mam jedna bardzo wisniowa ( w ogromne wisnie xD wielkie jak renglody) sukienkę, ale wszystko z umiarem.
Tak, ostatnio lacze czarna spodnice z bluzka niebieska w grochy i wyglada moim zdaniem super (tez fajnie z czerwienia)
Co do umiaru to racja, one są wszędzie! Sukienki zazdroszczę, mnie samej się marzy. :)
DeleteCzyli moje combo - biały sweterek, czarna spódnica w kropki i niebiesko-biało-złoto-czerwona biżuteria nie będzie straszne? :D
Hahah Wyraziłaś istotę mojego wiecznego zdziwienia, że ja pod pojęciem retro/vintage (dla mnie jeden czort albo trzymajmy się oficjalnego podziału stylizowane/autentyki i tyle) rozumiem rzeczy właściwie babciowe, powściągliwe, klasyczne (bo taka właśnie przecież była moda), które po odpowiednim potraktowaniu będą w najlepszym wypadku dziewczęce i urocze, a stale spotykam się z czymś zupełnie innym. Ludziom retro kojarzy się prawie od razu z bielizną i klimaty retro to pończochy, pasy do pończoch i gorsety. Na bogów! No, też, też, ale jednak to tylko jakaś tam część, a nie dominanta. Seks w "moim" retro kojarzy mi się albo z zimną damą, takim naprawdę klasowym seksapilem albo z taką ciepłą, zmysłową, nawet niewinną na swój sposób dziewczyną. I tę ostatnią wersję wybieram. Tymczasem, gdy się rozglądam wokół siebie albo po blogach przeważa nawet nie tyle obecność czegoś erotycznego, bo patrząc chociażby na tę zmysłowość, którą lubię, nie mam nic przeciw temu, tylko wulgarność. Cycochy na wierzchu, bardzo mocny makijaż i pinapowe pozy razem dają dość specyficzny efekt.
ReplyDeleteNie chcę uderzać w tony typu moje jest najmojsze, bo każdemu co innego się podoba, ale zwracasz uwagę na to, że mamy tu jakąś doskonale widoczną estetykę, która wszystko dominuje. Wielokrotnie spotykałam się z tym, że kogoś bardzo lubię, podobają mi się stylizacje itd. po czym natykałam się na wpis, gdzie lecą seksy, bo seksy się "sprzedają". I myślę sobie: Dziewczyno, po co? Każdy ma swoją granicę. Obnażone plecy, spadające na ramionka kimono, widoczny kawałek haleczki czy piękny detal pończochy - tak. To jest erotyczne. Podoba mi się. Ma smak. Sama tak chcę. Czasami. Rzadko raczej. Komuś bardziej podobają się cycochy na wierzchu. Wolno mu. Jednak, gdy to, czym możemy się dzielić, jakieś zainteresowanie sprzedaje się w jakiejś dominującej formie, która sprawia, że czuję się niekomfortowo, to zaczyna mnie boleć. Nie podoba mi się, gdy to, co uwielbiam (i tak - grochy i wisienki też!) staje się tylko pretekstem, żeby tak naprawdę "lokować" produkt, który sprzedaje się najlepiej - cycki i dupy.
Spieszę z przykładem. Sesje i pokazy w bieliźnie retro. Bardzo częsta oferta fotografów, bardzo częsty motyw w różnych programach typu metamorfozy, wspomniane przez Ciebie pokazy itd Wiele osób chyba wykorzystuje rozbierane klimaty retro, żeby pokazać co tam mają najlepszego. Nie mi oceniać, że komuś aprobata innych ich ciała jest tak potrzebna skoro ja takich potrzeb nie mam. W drugą stronę: zdarza się, że osoby niepewne siebie, z kompleksami dzięki sesji w TYCH klimatach retro odzyskują akceptację siebie itd. Znów, nic mi do tego. Ba, nawet fajnie. Tylko, że szybko robi się fetorek na masową skalę, bo okazuje się, że retro staje się tylko pretekstem do pokazywania tyłka. I jeszcze gorzej - do pokazywania tyłka pod hasłami bycia z klasą i innymi podobnymi, bo mimo wszystko retro się tak też nadal kojarzy.
Zainteresowanie tym, co dawne, minione zazwyczaj zaczyna się od jakiegoś większego czy mniejszego łyka nostalgii - chcemy to przywołać, szukamy tam szlachetności, której juz wokół nas nie ma za wiele. Taka sama sytuacja jak wtedy, gdy wracamy do książek dzieciństwa, do wspomnień. Nawet jeśli nie idealizujemy przeszłości, ba, nawet jeśli nie pociąga nas pełna stylizacja, przenoszenie się w czasie (mój przykład) tylko lubimy wtrącić to tu, to tam akcencik z przeszłością... Tak silna seksualizacja tego to jest jakiś gwałt na czymś, co powinno pozostać czyste na swój sposób, na pewno nie powinno być zdominowane przez erotykę.
Dokładnie. Bolesne w retro jest to, że na siłę to, co było kiedyś podciąga się pod to, co jest teraz. Jakby wyjmuje się zupełnie kontekst, tego, że kiedyś ubrania nie musiały wcale kusić. Robi się z tego, to, co leg avenue robi z kostiumami na bale przebierańców dla kobiet: sprowadza się do prowokacyjnego przebrania, a nie sposobu ubierania się, gdzie sporo miejsca ma nostalgia i nieco inne poczucie estetyki, od tego dominującego. I ten seksapil kiedyś też był inny, nie taki rubaszny jak pseuopinupowe sesje z moturami, wisienkami, cyckami i smarem. Brakuje mi jakiegoś stylowego noir (ale znów nierozbieranego! bo i sesje w klimacie noir, ale oczywiście w samej bieliznie juz widzialam wielokrotnie. Czemu modelki nie mozna ubrac w sukienke z diamentowym dekoltem i kazac jej uwodzicielsko spojrzec do obiektywu, przeciez to tez moze byc bardzo sexy, a jest mniej doslowne).
DeleteMam to samo, wszystko fajnie, a potem seksy do granic niemozliwosci. I o dziwo mimo tego nasycenia to sie dalej sprzedaje jak swieze buleczki. Nie wiem jakim cudem, bo mnie od nadmiaru czegokolwiek mdli. nawet jak to sa ladne, kobiece ksztalty. Po prostu po ktorejs sesji nie robi to zadnego wrazenia. Jakbym zobaczyla w koncu ubrana modelke made in Poland to chyba bym umarla z szoku :D
Tylko, że szybko robi się fetorek na masową skalę, bo okazuje się, że retro staje się tylko pretekstem do pokazywania tyłka. I jeszcze gorzej - do pokazywania tyłka pod hasłami bycia z klasą i innymi podobnymi, bo mimo wszystko retro się tak też nadal kojarzy. - to tez chyba takie tlumaczenie przed sama soba, ze: "no jak jestem retro to tak jakbym sie nie rozbierała." :D
Akurat Ava Elderwood ma sporo zdjęć w kusej bieliźnie (czy jak do porno wręcz) i mocno odsłaniających ciało ;)
ReplyDeleteTylko, że to bardzo stare zdjęcia. Teraz ma bardzo rzadko nawet jakieś bieliźniane sesje, a jak już ma, to nie czarujmy się nie są to przaśne fotki z retro brykami w tle. :P Jednak co klasa, to klasa. W czerwcu mam u niej sesję zdjęciową tak swoją drogą :)
Delete