Ostatnio zima nieźle daje się mi we znaki. Mimo, że dni są coraz dłuższe, słońca trochę więcej, a temperatura jakby wyższa, to wszędobylski smog przez ostatnie kilka dni odbierał mi całą radość z mroźnych spacerów. Tęsknotę za wiosną próbowałam wyrazić stylizacjami, w których przeważał żywy, czerwony kolor - czy to w odcieniu cierpkich pestek granatu czy skrzydełek biedronki (zdecydowanie nie ten wpadający w pomarańcz... O Zgrozo).
Sukienkę, którą mam na sobie na pierwszym zdjęciu, pokazywałam już kiedyś na blogu; zestaw z dzisiejszej notki prezentuje się bardzo podobnie do tamtego, uzupełniłam go jednie o bardziej fikuśne buty z drugiej ręki i broszkę - prezent od zaprzyjaźnionej duszy.
Sukienka w groszki z Lindy Bop to stosunkowo nowy zakup - sama w sobie wydała mi się tak urocza, że nie żadnych dodatków, które tylko przyćmiłyby jej powab; podkreśliłam jedynie talię kontrastującym, cienkim paskiem. Jak na sukienkę z Lindy to naprawdę dobrze się prezentuje. Wydaję mi się, że ich ubrania z dzianin są dużo lepiej uszyte niż ich swing dresses.
Stylizację stworzyłam z okazji odbywającego się u mnie w mieszkaniu tego wieczora SWAP Party w retro klimatach. :D Nigdy wcześniej nie organizowałam tego typu spotkań, ale wyszło nader miło i zdecydowanie chciałabym powtarzać SWAPy cyklicznie, szczególnie w tak miłym towarzystwie.
Bluzeczkowa siostra-bliźniaczka granatowego cuda od Seamstress of Bloomsbury zalicza debiut na blogu w towarzystwie cudem upolowanej na jednej z facebookowej grup lnianej spódnicy z lat czterdziestych - nówka sztuka, metka uchowała się od 1940-któregoś roku ;). Całość dopełniają jasne pantofelki i sznur drobnych pereł.
Wow! Naprawdę świetnie wyglądasz! Ten styl pasuje do Ciebie bardziej niż lolita. Czerwona sukienka jest cudowna!
ReplyDeleteDzięki :D
DeleteZdecydowanie, w lolicie wygladałam jak pajac :D