Eleganckie, wieczorowe sukienki zazwyczaj nie kojarzą się z wełną. Są jednak wyjątki. Jednym z nich jest dorwana w berlińskim second-handzie czerwona suknia z cekinami.
Sukienka ta jest produkcji amerykańskiej. Świadczy o tym metalowy, krótki zamek z boku, na którym widnieje napis USA. Sukienka jest z lat czterdziestych, co chyba widać na pierwszy rzut oka: te marszczenia, czy linia ramion.
Elektryzujący czerwony kolor wełnianego cudeńka jest bardzo mocny mimo upływu lat. Co prawda w paru miejscach były maleńkie dziurki, a kokarda trochę się zmiętoliła, ale wszystko udało się naprawić.
Ciekawym rozwiązaniem w środku są siatki na poduszki, umiejscowione przy ramionach. Sprawiało to, że bez konieczności częstego prania sukienki - bo jak wiemy, pranie wełny nie należy do rzeczy miłych- można było wymienić, bądź prać same poduszki. Pranie tego okazu jest dodatkowo utrudnione przez aplikacje z koralików i cekinów, układające się w kwiaty, które ozdabiają ramiona jak i quasi-baskinkę. Dbanie o to cudo wymaga dużej ostrożności - nie może być prasowana żelazkiem, bo na niskiej temperaturze po prostu się nie rozprostowuje, za to lubi traktowanie parownicą o dużej mocy. Parować należy ją po każdym założeniu, bo straszliwie się gniecie, ale nie da się ukryć, że robi efekt wow!
Sukienka ma tak zwaną linię amfory, na którą moda przyszła w roku 1941 we Francji, chociaż i rok wcześniej projektanci uciekali się do niej, ale nie zyskała ona aprobaty. Charakteryzowała się ona podkreśloną talią i uwypukleniem bioder, poprzez marszczenia, drapowania, czy wydatne kieszenie, spełniające także funkcję praktyczne, które były nieodzownym elementem wojennej rzeczywistości. "Amfory" miały dość obszerne, jak na lata czterdzieste, spódnice. Trendy francuskie, mimo drugiej wojny światowej, przenikały jednak do Stanów Zjednoczonych, gdzie były adaptowane do nieco lżejszych warunków, toteż Amerykanki mogły pozwolić sobie na dużo szerszą gamę kolorystyczną swoich ubiorów, a także dużo wymyślniejsze ozdoby, chociaż, rzecz jasna, nie było to regułą bez wyjątku i wśród ubiorów zza Oceanu, znajdą się także nader skromne ubrania, to bardzo często, amerykańskie ciuszki z doby wojennej są nieco bardziej wymyślne, niż ich kontynentalni rówieśnicy, ale, na podstawie moich znalezisk, zdaje mi się, że jakościowo ustępują produktom niemieckim, które mają dużo prostsze kroje, ale są w stanie przetrwać bombardowanie Drezna, czy inne atrakcje, w stanie niemal nietkniętym - czy jednak jest to jakaś szersza reguła - nie wiem, bo wysnuwam taki wniosek na podstawie tych kilkudziesięciu rzeczy z czasów wojennych, jakie w ciągu dwóch lat przeszły przez moją, albo breslauerinową, szafę.
Podobał się wpis? Co powiecie na
kawę?
Mnie się wszystkie Twoje wpisy podobają:))uwielbiam Twoje retro perełki jakie znajdujesz:))Pozdrawiam serdecznie:))
ReplyDeleteDziękuję :))
DeletePiękna sukienka!
ReplyDeleteDzięki
Delete