Po długich poszukiwaniach, w końcu mi się udało! Zdobyłam, w
drodze bardzo korzystnej wymiany, sukienkę CC41. W zamian na oddanie poszło
parę bardzo ładnych, ale kompletnie niepasujących ani do mnie, ani do Kasieły,
sukienek. To ślubne cudo odnalezione zostało w second-handzie, w jednym z
dolnośląskich (a jakże) miast. Szczęśliwie natrafiła na nie dziewczyna, która
trochę zna się na rzeczy, która postanowiła ubranko ocalić od skończenia jako
czyściwo. I chociaż nie do końca był to jej styl, to sukienka wróciła z nią do
domu. Bierzcie przykład z Ani, moi mili. Stare ubrania, nawet jeśli nie są w
waszym guście, czy rozmiarze, zawsze można sprzedać, czy wymienić. Ja zawsze
zabieram psychodeliczne 60sy i 70sy, chociaż to kompletnie nie moje bajki, ale
te rzeczy są po prostu urocze i bardzo często świetnie wykonane. Tylko wymagają
znalezienia nowych właściciela, który zrobi z nich użytek. Alternatywnie mogą
po prostu cieszyć was swoim widokiem w szafie.
W czasie drugiej wojny światowej, w Wielkiej Brytanii,
podobnie, jak w wielu innych krajach biorących udział w konflikcie, wprowadzono
kartki na niezbędne dobra. Za kartki kupić można było między innymi, oprócz
umeblowania, czy żywności, także odzież, która na czas wojny musiała być wykonywana
w określony przez rząd, sposób. Chociaż ilość kartek była równa dla niższych i
wyższych klas, te drugie mogły sobie pozwolić na więcej dzięki dodatkowym
funduszom. Doprowadzało to do
sytuacji, w których biedniejsi musieli wydać tyle samo kartek, na przedmioty
niskiej klasy, co bogaci na to samo, w dużo wyższej jakości. Doprowadziło to
rzecz jasna do niezadowolenia społecznego, które w politycznie niestabilnych
czasach, stanowiło dla Wielkiej Brytanii spore niebezpieczeństwo. W lutym 1942 roku rząd zadecydował o
wprowadzeniu specyfikacji dla odzieży, którą nazywano Utility Clothing
Scheme. Zredukowano ilość fabryk
produkujących ubrania cywilne – często przekształcano je w zakłady szyjące
spadochrony, mundury, czy wyposażenie stricte wojenne. Te fabryki, które nadal zajmowały się szyciem
odzieży dla zwykłych ludzi musiały dostosować się do rządowych wytycznych:
przede wszystkim należało używać tkanin, które były wytrzymałe i nie
zniszczyłyby się w przeciągu kilku sezonów, jednak nie należało marnować ich na
niepotrzebne ozdoby w postaci zbyt wielu marszczeń, falban, czy dekoracyjnych
haftów. Materiały musiały być odporne na blaknięcie czy kurczenie się.
Oszczędzano na guzikach, wielkości kołnierzyków, obfitości rękawów, długości
spódnic, szerokości spodni, a także wielkości zapasów. Co ciekawe ubrania z
tego okresu były dość kolorowe i jaskrawe, a to ze względu na oszczędzenie
barwników, których po prostu nie mieszano zbyt często. Oznaczano je charakterystyczną metką z
napisem CC41 (Controlled Commodity 1941 – mimo wprowadzenia regulacji w życie w
roku późniejszym, data wskazywała na rozpoczęcie planów nad regulacjami), którą często nazywano dwoma
serami, ze względu na to, że C w logo wyglądały trochę jak kręgi sera z
wyciętymi kawałkami. Obecnie zdarza się mówić na nie Pakmany. Późniejszym
odpowiednikiem dwóch serów był talerz ze sztućcami, wprowadzony w latach
powojennych, o którym była już mowa.
Produkcja ubrań CC41 wynosiła zazwyczaj 50% odzieży na
brytyjskim rynku, w skrajnych sytuacjach osiągając nawet 85%. Choć początkowo
stroje z serami nie cieszyły się wielkim powodzeniem, to dzięki wsparciu ze
strony brytyjskich projektantów, na przykład Normana Hartnella, udało się
wypuszczać skromne, acz bardzo eleganckie ubrania ready-to-wear, które uszczęśliwiły
niższe klasy społeczne. Do tej pory nie do pomyślenia byłoby, że robotnice, czy
chłopki mogły pozwolić sobie na ubrania tworzone przez projektantów
współpracujących z rodziną królewską, czy
z różnymi gwiazdami ektanu. Był to swego rodzaju początek tego, co
obecnie wyewoluowało w ekskluzywne kolekcje projektowane przez znane nazwiska
dla sieciówek. Z pewną różnicą: CC41 nie powstawało w krajach Trzeciego Świata
– nie tyle przez względy humanitarne, co przez odcięcie Wielkiej Brytanii od
jej licznych kolonii. Ubrania CC41 nie były też zazwyczaj niskiej jakości,
chociaż wielu osobom kojarzyły się z pewną zgrzebnością. Narzekano głównie na
gorsety i pasy do pończoch, których żabki dość szybko się psuły. Co do odzieży
nie było większych zastrzeżeń.
CC41, jak widzicie na przykładzie tej pięknej sukni z A
Gordons Gown, dotyczyło także ubiorów ślubnych. Zdobycie ich nie należało
jednak do łatwych. Po gotowe suknie ślubne były zapisy, a w kolejce czekało się
niejednokrotnie wiele miesięcy. Część
kobiet decydowała się na przerobienie starych sukien ślubnych swoich matek, czy
babek, inne improwizowały szyjąc z czego popadło, w tym z firanek. I choć
zdarzały się próby szycia z jedwabiu ze spadochronów, to nie były one tak
częste, jak obecnie się przyjmuje. Sukienki gotowe, tak jak nasz łup,
wykonywano najczęściej z acetalu, czy wiskozy. Jedwab zarezerwowany był dla
celów militarnych. Często, gdy komuś udało się już zdobyć upragnioną suknię,
przechodziła ona z rąk do rąk, oczywiście za odpowiednią opłatą. Prowadzono
także wypożyczalnie sukni ślubnych.
Ciekawe ile ślubów przeżył ten model?
Sukienka miała i częściowo ma, parę plamek na spódnicy,
szczególnie u dołu. Niestety nie do końca udało się je wywabić za pomocą mydła
Domol, chociaż są one zdecydowanie bledsze niż były przed praniem. Długo
musiała leżeć w szafie złożona. Była dość mocno pogniecione, ale w miejscach,
gdzie ktoś ją zgiął – zapewne była to rodzinna pamiątka, która w pewnym
momencie po prostu się znudziła. Sukienka zapinana jest z boku na metalowe
zatrzaski. Dodatkowo w talii wiązana jest na kokardę. Jak na suknię objętą
regulacjami, wykonano ją z dość dużej ilości materiału: spódnica jest dość obfita,
przypominająca kreacje hollywoodzkich syren z lat trzydziestych. Góra zaś
posiada misterne marszczenia. W rękawach wszyto malutkie poduszeczki wypchane
ścinkami materiałów. Dzięki nim, przy ramionach tworzą się lekkie bufki. Rękaw
zapinany jest na metalowe zatrzaski. Sukienka jest dość cienka i najlepiej
prezentuje się z halką pod spodem. Nie posiada żadnych innych ozdób, jednak sam
jej krój jest bardzo efektowny.
Gratuluję! Nie dość, że sukienka z rodowodem i nacięcie na kolbie, to do tego jest bardzo efektowna - sama w sobie i na Tobie. Pozdrawiam, Ewa
ReplyDelete