28.10.16

W poszukiwaniu rolli idealnych

Victory Rolls, legendarna fryzura z lat czterdziestych przypominająca pozawijane na bokach głowy różki. Nazwana na cześć lotniczego manewru wykonywanego przez alianckich lotników (słyszałam też wersję, że nazywano to uczesanie tak w maju 1945), w Polsce kojarzy się raczej negatywnie, z czasem okupacji i fikuśnymi uczesaniami Niemek. Istnieje miliard tutoriali jak je wykonać, ale nie każdemu się to udaje. Między innymi bardzo długo nie udawało się to mi.
Pomagały mi wypełniacze, które można dostać w Claire's:
     Jeśli macie długie włosy, a nawet bardzo, bardzo długie włosy, to jest to pomoc nieoceniona. Z tym, że polecam z wałków ściągnąć rzepy, które niepotrzebnie powyrywają wam włosy. Bez nich, wypełniacze sprawują się o wiele lepiej. Niestety dla bardzo jasnych blondynek odpadają ze względu na to, że są ciemnobrązowe. Na moim ciemnym blondzie zbytnio się nie odcinają w sezonie zimowym, ale jak tylko słoneczko mocniej przygrzeje to włosy mi płowieją i widać, że mam na głowie jakieś gąbki.

18.10.16

Moda w okupowanej Francji i jej polskie echa - Krzysztof Trojanowski

     Przez pewien czas przeglądając różne publikacje doszłam do wniosku, że w Polsce nie da się pisać o modzie minionych dekad w sposób mądry i ciekawy. Aż tu nagle w moje ręce wpadła książka Krzysztofa Trojanowskiego. Z inną pozycją przez niego popełnioną, spotkałam się podczas studiów filmoznawczych, ale może to temat na inną opowieść (ps. też mi się podobało). Moda w okupowanej Francji i jej polskie echa to książka bardzo dobra, która zmyła mi niesmak po ostatnich lekkich czytadełkach.


11.10.16

Kamizelka na cieplejsze dni

Wraz z powrotem jesieni, która nadeszła zresztą dość intensywnie, wróciłam do robienia na drutach. Na pierwszy ogień poszła dość łatwa w wykonaniu kamizelka. Model popularny w latach trzydziestych i czterdziestych zarówno u pań jak i u panów, przy czym częściej tego typu część garderoby nosili jednak mężczyźni podczas gry w krykieta.
Kamizelkę wykonałam z włóczki Alizee w kolorach czerwonym i białym. Zajęło mi to około trzech dni, średnio po 3-4 godziny pracy dziennie. Efekty oceńcie sami:

8.10.16

Piękno bez konserwantów - Odradzam!

       Interesuję się kosmetyką. Może nie jest to mój konik jak życiorys Heydricha, czy zawiłości działania służb, na których stał czele, niemniej wydaje mi się, że mam jakieś pojęcie na ten temat. Niemniej w życiu nie zdecydowałabym się na napisanie jakiejkolwiek pozycji w tej dziedzinie. Mogę doradzić na blogu co działa w porządku, co jest bullshitem, ale są to głównie moje opinie podparte co najwyżej badaniami zagranicznych naukowców odnośnie szkodliwości, czy dobroczynności pewnych specyfików. Nie prowadzę w tym temacie własnych eksperymentów. Dzisiaj jednak nie będę recenzować bublowatego kosmetyku i wam go odradzać... 

     Dzisiaj chcę napisać o pewnej książce. Konkretnie o Pięknie bez konserwantów wydawnictwa Ciekawostki Historyczne.pl. Uh. Co prawda w epilogu tej pozycji autorka zaznacza, że nie jest chemikiem i nie jest to pozycja specjalistyczna, to i od strony historycznej nie jest najlepiej.


5.10.16

Zrób sobie płetwę

Na moim facebookowym fanpage'u parę osób pytało mnie o nową fryzurę w postaci fantazyjnej fali po jednej stronie głowy. Jak je wykonać? Niżej parę praktycznych porad.

4.10.16

Azjatyckie Kosmetyki w Retro Anturażu - Urban Dollkiss

Jakiś czas temu zdecydowałam się powrócić do azjatyckich kosmetyków. Za mną była dość długa przerwa, podczas której stosowałam kosmetyki naturalne. Do tej pory bardzo je sobie cenię i nie wyobrażam sobie zrezygnować z odżywek Lavery, szamponu z Biolaven, czy kolorówki z Alterry (dostępna w Niemczech! W Polsce nie mają ochoty jej wprowadzić i nawet długoletni pracownicy biurowi w Rossmannie nie wiedzą czemu), ale dla mojej suchej cery większość kremów na dzień i na noc była po prostu nieskuteczna. Za to doskonale spisują się u mnie kremy BB i sleeping packi made in Korea.

2.10.16

Wakacje na Północy cz. III

Wracając do lipcowych wojaży w końcu zebrałam się aby napisać o Kopenhadze, którą odwiedziliśmy dzięki uprzejmości naszych przyjaciół: Petera i Karin. Jakie mam wrażenia?
A no takie, że to miasto bardzo urocze i czyste, ale eklektyczne w architekturze i dość małe. Nie jest to typowa europejska metropolia, raczej jedno z tych mniejszych miast, które tak bardzo uwielbiam. I choć nie ma tam jakiś niesamowitych zabytków, które powodowałyby opad kopary, to secesyjne smaczki, odrobina porządnego klasycyzmu i miejscami protestancki ascetyzm, sprawiają, że wędrówka po Kopenhadze to wielka przyjemność.