17.2.21

Mój vintage - miały być lata dwudzieste, a to chyba jakaś secesja!

 

Historia to jest całkiem ciekawa. Na jednym z niemieckich portali aukcyjnych kupiłam za niewielki pieniądz coś, co opisano jako lata dwudzieste i rzeczywiście zdjęcia zrobione na płasko pokazywały krój z opuszczoną talią i strasznie porwaną podszewką. Jakoś, mimo okropnego stanu nie mogłam nad tą kiecką przejść obojętnie. Po pewnym czasie i paru naruszeniach zasad covidowej ostrożności, sukienka trafiła do Wrocławia. 

Całość prezentowała się dość okazale mimo tragicznej podszewki, a właściwie jej dolnej części. Sukienka jest w dużej mierze uszyta z wiskozowego szyfonu i o dziwo, mimo, że to bardzo delikatna tkanina, czas obszedł się z nią dużo łaskawiej niż z jedwabną podszewką. Jedwab niestety dość szybko ulega zniszczeniu na przestrzeni lat - jakby nie patrzeć jest to włókno białkowe i rozkłada się dużo szybciej niż celuloza. Dlatego elementy jedwabne są zawsze najsłabszym ogniwem w bardzo starych sukienkach.

Początkowo myślałam, że to lata dwudzieste, ale ta zniszczona podszewka, która była dużo dłuższa niż górna część sukienki dała mi myśl, że to może być jakiś przełom lat nastych i dwudziestych. Podpytałam Kajani, czy moja estymacja ma jakieś poparcie w rzeczywistości i na to wygląda, że tak. 

Dość ciekawe są też ozdoby z koralików (tego nie uzupełniałam, bo nie chcę nakłuciami niszczyć szyfonu- które jednak nie są jeszcze tak bardzo art deco i raczej pachną art nouveau. 

Sukienka pochodzi z Niemiec i niestety nic prócz tego o niej nie wiem. 

Podszewkę wymieniłam na wiskozową (zabrakło czarnego jedwabiu :D) i w domu uderzyła mnie trochę różnica między spłowiałą i zbrązowiałą już starą podszewką a tą świeżą, czarną. Czarne lata dwudzieste, które u siebie posiadam najczęściej są już trochę wyblakłe i ta czerń zamienia się w bardzo ciemny brąz, który trudno podrobić.


Tak było przed moją interwencją. Z podszewki serio nie było już co zbierać. Tego się nie dało połatać nawet miłością :D Trzeba było całkowitej wymiany. Zdjęcia na płasko serio dają wrażenie, że mamy do czynienia z jakąś połową lat dwudziestych. Na manekinie i człowieku sprawa ma się inaczej. 

Jak wyglądała wymiana podszewki?

Starą podszewkę wyprułam ręcznie (zajęło to jakieś 10 sekund) i rozłożyłam na podłodze. Zbadałam jej kształt. Składała się z dwóch prostokątów - ich całkowite wymiary to 130 cm na 92 cm - odtworzyłam to najlepiej jak umiałam. Szerokość 130 cm była przymarszczona przy pasie do którego była przyszyta - co też odtworzyłam. Pas ma 65 cm - większość rzeczy wykonałam na maszynie - maszynowo w oryginale zszyto szwy spódnicy - ręcznie obrobiony był dół, a także ręcznie podszewkę doszyto do reszty sukienki. Zapasy nie były obrobione. Ja obrobiłam swoją podszewkę ściegiem obrzucającym - niehistorycznie, ale sorry, nie chcę żeby mi się ta sukienka siepała niepotrzebnie. Podszyłam ręcznie dół i ręcznie doszyłam ją do sukienki. 

Sukienka nadaje się do noszenia - raczej nie należy na nią zakładać płaszcza, żakietu, czegokolwiek innego, by nie oderwać od niej reszty koralików. Na tańce chyba też nasza 100-paro latka jest już za stara, ale wydaje się, że sesja zdjęciowa, czy spacer po parku raczej nie sprawią, że ulegnie zniszczeniu. By oszczędzić jej dodatkowych napięć zawinęłam ją w papier i umieściłam w osobnym pudełeczku, gdzie leży na płasko.









Podobał Wam się wpis? Co powiecie na kawę?


No comments:

Post a Comment