31.1.19

Mój Vintage - Lisia Czekolada

Ostatnie tygodnie upływają mi naprawdę bardzo intensywnie, ze względu na wzmożone prace nad książką i liczne, targi i eventy, na które jeździmy razem z Breslauerin. Podczas jednych z nich, które odbyły się w TU w Łodzi, z patronatem Vintage Girl (to świetna impreza i mam nadzieję, że doczeka się kolejnych edycji), kupiłam kolejną sukienkę z lat dwudziestych. Oczywiście od Kasi Fistasi.

   Sukienka, którą potem wzięłam na sesję zdjęciową z Frustrą, jak wspomniałam pochodzi z lat dwudziestych, ale szyto ją ze znacznie starszej tkaniny: być może ze starej sukni, albo lekkiego płaszcza. Ślady widać po drugiej stronie, gdzie zachowały się ślady po starszych szwach. Sama sukienka powstała w domowych warunkach i była szyta najprawdopodobniej przez kogoś o dość niewielkim doświadczeniu krawieckim. Podejrzewam, że młoda dziewczyna, wzięła dawne odzienie swojej rodzicielki i przerobiła je na nową modę. Wyszło to przedziwnie: korpus był naprawdę wielki, za szeroki nawet jak na lata dwudzieste i przypominał ogromny dzwon, za to rękawy sukienki były i są bardzo wąskie. Dysproporcje były naprawdę ogromne i raczej wyglądało to na dość nieudany eksperyment. Dodatkowo cały kołnierzyk był szyty ze skrawek koronki, którą dość nieudolnie dosztukowywano. W procesie tworzenia zrecyklowano zapewne wszystko co było pod ręką. Niemniej od razu jak ją zobaczyłam to się zakochałam (podobnie jak w grzebyku do włosów) i sukienka po prostu musiała ze mną wrócić. Mimo, że z Łodzi przyjechałyśmy po 22:00 to usiadłam i przeszyłam ją ręcznie: zszywając dziury pod pachami i zwężając obwód całości. Zrobiłam to ręcznie i radzę wam, żeby robić takie operacje na wiekowych rzeczach, tylko w taki sposób, żeby nie uszkadzać dodatkowo tkanin - można je nadwyrężyć tak, że po prostu zaczną pękać. Dlatego lepiej robić to bez użycia maszyny, nacisk nie jest aż tak silny.
   Sukienka jest uszyta z ciemnorudego aksamitu - wykluczone jest więc pranie - najlepiej ją odkurzać, albo czyścić (i to ostrożnie) gąbką. Za to aksamit jest zdecydowanie trwalszy niż jedwab, niemniej też skłonny do pęknięć. Jedno z nich sukienka miała na rękawie, ale zostało przeze mnie podszyte łatą i zaszyte. Na szczęście było bardzo malutkie. Oprócz tego kondycja sukienki jest naprawdę świetna jak na jej lata, chociaż zdecydowanie nie polecam Wam noszenie tak starych ubrań w towarzystwie płaszcza, bo niestety to może wywołać kolejne uszkodzenia. Zostawcie je na sezon wiosenny i letni, żeby nic na nie nie narzucać. Przy wkładaniu palt, często wykonuje się dość dziwaczne ruchy ramionami, a to właśnie ten obszar jest najbardziej narażony na uszkodzenie. Przy czym, jeśli zabezpieczycie większość drażliwych miejsc, to raczej tego typu sukienka powinna służyć wam nie tylko jako ozdoba na manekinie, ale ubranie. Oczywiście nie polecam noszenia dzień w dzień, ale jeśli macie niewymagająca wielkiego wysiłku fizycznego pracę, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sobie takie cudo sprawić.


Podobało się? Co powiecie na kawę?

No comments:

Post a Comment