13.8.17

Ludzie z Dolnego

Jak to jest. Człowiek rodzi się w takim Zgierzu, siedzi tam 20-parę lat, zakochuje się na Dolnym Śląsku, wyprowadza się tam, zwiedza ile może, jest zachwycony i wszędzie spotyka tych samych malkontentów, którzy bezskutecznie próbują obrzydzić wyjazd.

   Jeżdżę sobie tak naprawdę od dawien dawna (tak z dobre 5-6 lat), po różnych zakamarkach Dolnego Śląska i wszędzie spotykam się z tym samym:
A: Dzień dobry jak mogę dojść do XYZ
Wariant 1: Nie wiem (mina nie interesuje mnie to głupi turysto, umrzyj)
Wariant 2: Trza iść tu, tu i tu, ale ten pałac/kościół/cokolwiek to wcale nie jest taki ładny, po co tu przyjeżdżać itp.
    I tak się zastanawiam, czemu mieszkańcy za wszelką cenę próbują jak najbardziej obrzydzić ci pobyt. Nie kumam czaczy. Nie podobało mi się w mieście rodzinnym, to po prostu z niego wyjechałam, ukończywszy mało-przyszłościowy kierunek jakim jest kulturoznawstwo ze specjalizacją filmoznawczą i nie mając zbyt wiele oszczędności na koncie. Ale powiedzmy sobie szczerze, że pomiędzy takim Zgierzem, a Świdnicą, czy wieloma innymi miasteczkami na DŚ są jednak kolosalne różnice, zaczynając od atmosferycznych, gdzie w Zgierzu albo niebotycznie pizga w zimę, albo idzie się udusić w lecie, poprzez kulturalne, gdzie jedynym oknem na świat był wyjazd do Łodzi, architektoniczne, gdzie najstarszym budynkiem była stodoła z końca osiemnastego wieku, która jest w stanie rozkładu, komunikacyjne, gdzie do Łodzi jechało się co najmniej godzinę itd. Ale to nie jest tak, że Zgierz jest najgorszy na świecie. Ludzie marudzą, a i owszem, ale nie do tego stopnia. A na pewno nie marudzą obcym, żeby nie odwiedzali miasta - bo kumają, że każdy zbłąkany wędrowiec może dać zarobić, czy to w knajpce, czy to komunikacji miejskiej, złotówie, czy po prostu w sklepie. Dodatkowo okolice poza miastem są całkiem malownicze o ile jest się miłośnikiem wsi sielskiej i anielskiej. Ja jestem i jedyne za czym naprawdę tęsknię to pola pomiędzy Maciejowem a Zgierzem - nomen omen moje pradziadki miały tam pole, ale je shandlowały i stanął w jego sąsiedztwie Atlas. Na szczęście stary, choleryczny cmentarz trzyma się dobrze - albo trzymał jeszcze rok temu. Każdemu go z dumą prezentowałam, o ile nie dostawaliśmy cykora żeby tam wejść. Podobnie jak Miasto Tkaczy. Może nikogo tym nie zachwyciłam, ale przynajmniej próbowałam. Ludzie z Dolnego niestety nie próbują, wyjątkiem były tu osoby ze Środy Śląskiej, które pokazywały i opowiadały ciekawostki, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni.
w Kościołach Pokoju jest fajnie, bo są kotki
i barokowe bajery w postaci lóż, ambon, tablic, organów i innych - tu świątynia w Jaworze
Świdnica



     A jest co na DŚ oglądać i to nie tylko z Zabytków przez wielkie Z, jak Książ, Kościoły Pokoju, katedry, bazyliki, zamki i pałace, nie, nie. Są i piękne kamienice, chociaż często bardzo zaniedbane, których zdobienia po prostu oszałamiają, są zniszczone folwarki, na których ostały się pojedyncze reliefy, echa dawnej świetności. Nawet ruiny pałaców warto uwieczniać, bo kto wie, kolejne lata zaniedbań są dla nich bardziej mordercze niż wojny husyckie, wojna trzydziestoletnia, wojny śląskie, napoleońskie, dwie światowe i okres PGR-u, a także liczne pożary, jakie trawiły DŚ przez wieki. - opisałam ponad 200 zabytków na DŚ, szczególnie z okolic Jawora i w 80% budynki te wytrzymały wszelkie kataklizmy, a dopiero ostatnie 70, albo nawet 20 lat doprowadziło je do stanu agonalnego. Mój ulubiony przykład to Moczydlnica Klasztorna i to co zrobiono tam z malowidłami Willmanna. Brawo.
    Pewnych rzeczy owszem nie dostrzega się mieszkając przez ileś lat w jednym miejscu, ale żeby mieszkać w Jaworze i robić wielkie oczy, że ktoś szuka Kościoła Pokoju - wpisanego na listę UNESCO, to jest odrobinę dziwne. Podobnie jak bycie konserwatorem zabytku i twierdzenie, że Kościoły Pokoju to takie ludowe, małe kościółki - jawne braki w wykształceniu, co ta osoba potwierdziła później zachwycając się włoską tandetą rozsianą po całej Polsce i robioną ze wzorników (takich katalogów, gdzie miało się gotowce i odrobinę dostosowywało się je do panujących warunków - czyli robiło się dużo taniej niż we Włoszech, przez Włochów, którzy wyszli z założenia, że lepiej być pierwszym w Krakowie, niż ostatnim w Rzymie- sad, but true i kasa, misiu, kasa). Ale to się akurat nie bierze z próżni. To są lata edukacji mającej możliwie mocno zohydzić wszystko co jest poniemieckie od malucha. Jeśli czegoś się nie dało przerobić na piastowskie, to najlepiej uznać, że to jest niskiej jakości artystycznej, ludowe, śląskie, podłe, niższe, od naszej pięknej tandety w pozłacanym anturażu w istocie będącej kilka klas niżej od dorobku tzw. sztuki śląskiej,  czy ogólnie obiektów z tzw. ziem odzyskanych. Sorry, ale tak jest. Jednak w tych różnych zestawieniach typu Najpiękniejsze polskie zamki topowe pozycje zajmują Książ, Czocha, Malbork, a nie Ogrodzieniec, czy jakikolwiek strup z Jury. Podobnie nie ma porównania między siedzibami takich von Zedlitzów, czy innych Hochbergów, a mazowieckimi dworkami, czy magnackimi rezydencjami. Mimo tego jak tragicznie Śląsk doświadczyła historia i to nie tylko ta z zeszłego wieku. I tu sprawa nie zawsze rozbija się o pieniądz, czego przykładem są właśnie Kościoły Pokoju. Sprowadzony z Włoch artysta, mógł być po prostu odrzutem z jakiejś podrzędnej pracowni, za to lokalsi na Śląsku starali się wybrać po prostu najlepszych, których znali i wiedzieli, z czym to się je (i potrafili ogarnąć, że to, co spoko wygląda we Włoszech, może niezbyt spoko wyglądać na środku łysego pola). Albo mieli więcej hajsu na sprowadzenie lepszej jakości Włochów. Efektem tego można sobie porównać katolickie świątynie w Łowiczu i Świdnicy - przecież miasta są podobne gabarytowo (dobra jestem okrutna, bo ten barokowy karakan z Łowicza, to jest naprawdę straszne paskudztwo, mimo, że Łowicz na zawsze w moim serduszku będzie). Można sobie też porównać gotyk śląski z mazowieckim i tak dalej. Nie o to wszystko chodzi... Chodzi o podejście ludzi, którzy wydają się być na Dolnym Śląsku za karę. Przy czym wcale nie muszą, bo mogą wrócić sobie za Bug, skąd ich tu zwieziono, w miejsce stale rosnącej populacji ukraińskiej. Generalnie nikt nie broni, żeby wszyscy ci lamentujący za Lwowem po prostu się tam wynieśli. Są chętni? No właśnie. Nie ma. Jednak trochę łyso przenosić się z dość dobrze prosperującego regionu, do tej magicznej Ziemi Obiecanej dziadków i pradziadków, wspominanej z łezką oku. Ale właśnie, czemu? Skoro tam jest piękniej, trawa bardziej zielona, jedzenie lepsze, zabytki ładniejsze i nie poniemieckie ;) . No tak wszyscy sobie jeżdżą na weekend i utyskują na Ukraińców, jak to zniszczyli o co dziadzia i baba tak strasznie dbali. Nie martwcie się, Niemcy robią to samo we Wrocławiu i innych miastach ziem odzyskanych. Tylko, że jak to robią, to obecni lokatorzy Dolnego Śląska dostają piany na pysku i z oburzonym Jak to?! na ustach protestują. Do tego dochodzi kwestia dbania o cmentarze i ciągłe larum o tym, jak to jacyś źli Ukraińcy sprawili, że nekropolia wzięła i zarosła, albo ją rozebrali. A co robią dolnośląskie ludziki? Dokładnie to samo z ewangelickimi, czy ogólnie niemieckimi cmentarzami (nawet z cmentarzami żydowskimi, a może przede wszystkim żydowskimi, bo przecież doświadczenia z drugiej wojny światowej nikogo, niczego nie nauczyły, a dla przeciętnego Andrzejsa taki Niemiecki Żyd to musi być kombo absolutnie nie do zniesienia - dlatego najlepiej potrzaskać macewę, zrobić libację na kirkucie i zaorać buldożerami). Dobrze, że was do łódzkiego nie zwieźli, bo byście nam rozwalili resztę tego, co mamy, a żulernia ze Wschodniej, by się chyba pozabijała, że jeszcze coś gorszego od nich może istnieć na tym świecie.
Jawor - Kościół św. Marcina

Książ

   Na szczęście są i normalni ludzie. Najczęściej młodsi, wyzbyci uprzedzeń, próbujący coś organizować u siebie, dbać o to, co mają i czuć się dobrze tam, gdzie są. Taki bunt ma sens. Nie tylko moralnie czy etycznie, ale także ekonomicznie. Do zadbanych miejsc, w których coś się dzieje, przyjeżdżają turyści, a turyści zostawiają pieniądze, dlatego warto dbać o to, żeby pomiędzy różnymi atrakcjami była dobra komunikacja, żeby organizować różne koncerty, przedstawienia, festiwale, targi i inne tego typu rzeczy, ale także, żeby nie rozwalać dalej tego, co nas otacza. I za to chwała. Bo fajnie jest spełnić swoje marzenie i usłyszeć muzykę Scheina w świdnickim Kościele Pokoju - przedtem przekąsiwszy ser z dolnośląskiej Łomnicy w Baroc Cafe, dobrze jest móc rokrocznie jechać do Bolkowa na Castle Party, nawet nie wchodzić na zamek, ale zjeść sobie pierogi od pań z Kaczorowa, wybrać się na Jakuby do Zgorzelca, próbować się dopchać na Festiwal Kwiatów w Książu i super jest się dowiadywać od ludzi, o różnych koncertach. A widzę, że rok za rokiem, jest więcej różnych, dziwnych inicjatyw, które starają się ten region ożywić wbrew rzeszy malkontentów. Tak trzymać. Ja też próbuję. Ostatnio przeciągnęłam po Świdnicy i Dzierżoniowie przyjaciółkę z Monachium. Podobało się, szczególnie właśnie Kościół Pokoju.



2 comments:

  1. O jak miło takie pochlebstwa czytać;) Ja z kolei mieszkałem w szczawnie i wyprowadziłem się do łodzi. Przyznam, że dopiero w Łodzi dowiedziałem się jak unikatowy jest kosciol pokoju czy bazylika w Krzeszowie ;)
    U nas na dolnym, zwłaszcza w okolicy walbrzycha ludzie są bardzo skromni i bardzo samokrytyczni.
    Po zamknięciu kopalń miasto trochę umarło w środku i kojarzone było turystycznie głównie z biedaszybami :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Są bardzo unikatowe i naprawdę jest się czym chwalić. W Łodzi też nie jest źle jakby ją dobrze odgruzować, co się robi powoli, ale skutecznie. Zresztą często się porównuje Łódź z Wałbrzychem i pierwszy raz jak byłam w Wałbrzychu, to poczułam się bardzo domowo, ino właśnie: macie ładniej. Podobnie w latach 90-tych nas trzepnęła transformacja, bo w łódzkiem też całe włókiennictwo zdechło i tysiące ludzi zostało bez pracy. Ta sama historia, ino przemysł inny, dlatego o Wałbrzychu zawsze ciepło myślę i jak ktoś marudzi na to miasto to zawsze bronię.

      Delete