24.9.19

Mój Vintage - ze strzępów sukienka

Długo się nią nie chwaliłam, bo pogoda była stanowczo nieprzychylna bieganiu całego dnia w wełnie, a właściwie zestawieniu krótki rękaw + lekka wełniana dzianina. Ale udało się. Przy okazji wycieczki nad Zalew Mietkowski i marszu od Mietkowa, przez Borzygniew po Imbramowice miałam szansę na przetestowanie sukienki sportowej z lat trzydziestych.


Sukieneczka ta najprawdopodobniej przeznaczona była dla dzieciaka w okolicy 12-14 lat. Proporcje odpowiadają znacznie niższej osobie, co chyba najlepiej widać po długości, ale też po obwodzie szyi. Niemniej udało mi się w nią dzielnie wbić i jest bardzo wygodna, za wyjątkiem tego, że długość nieco mi przeszkadza. Ale do tego, żebym w ogóle mogła ją założyć była długa droga. Sukienka pochodzi z Wielkiej Brytanii, kupiłam ją na aukcji za około 2 brytyjskich funtów. Czemu? Bo korpus plus jeden bok były po prostu rozerwane. Pomiędzy kolorowymi prążkami porobiły się dziury w ilości hurtowych, podobnie jak w okolicach suwaka - słowem, przy wszystkich wrażliwych miejscach narażonych na częste dotykanie i ruch.
Oczywiście takie rzeczy wywołują we mnie odruchy największej ilości i postanowiłam, że naprawię ją najlepiej jak umiem. Wspierałam się tutaj artykułem z Praktische Mode z roku 1941, w którym pokazano techniki tego, jak ładnie cerować stare, zepsute ubrania. W czasie wojny, kiedy dostęp do materiałów i ubrań był mocno ograniczony, takie umiejętności były niezbędne.
Tym sposobem udało się zrekonstruować nawet dużą dziurę pod pachą, która wymagała użycia kilku rodzajów nici, ale wygląda znacznie lepiej od dołu, gdzie dopiero uczyłam się tego, jak sprawnie łatać.




Na zdjęciach niezbyt dobrze widać co działo się z korpusem. Otóż, w korpusie przetrwały głównie pomarańczowe, czerwone i niebieskie elementy, za to białe były poszarpane i w dużej mierze nieistniejące. Obecnie sukienkę spokojnie można nosić, chociaż muszę jej zorganizować odpowiednie guziki, bo dwa tymczasowe, które zamontowałam u góry pasują trochę jak pięść do nosa.
Debatowaliśmy też długo i to z różnymi osobami, gdzie jest przód tego cuda. Okazało się, że wyjątkowo przodem nie jest część gładka, tylko ta z guziczkami, która zazwyczaj w latach trzydziestych ląduje z tyłu. Zaskoczenie. Można było poznać to po rękawach i ramionach, a także po umiejscowieniu suwaka.
A tak prezentuje się w całości:




I gratisy znad Zalewu. Przepiękne miejsce i cudowne wioseczki dookoła. Polecamy, bo to ledwie 20 minut od Wrocławia pociągiem, a do zobaczenia jest wiele. 


Podobał się Wam wpis? Co powiecie na kawę?

5 comments:

  1. Cudna sukienka. Duze brawa za prace przy cerowaniu.
    ps. moze te guziki obciagnac podobnym materialem?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzięki :) Zamówiłam już osobne guziki powlekane :)

      Delete
  2. Ładna rzecz:-) zastanawiam się, jak w debacie "przód-tył" figurowała kontrafałda z przodu - z jednej strony mętnie sobie przypominam, że coś takiego już widziałam, z drugiej - dość słabo zdaje się pełnić funkcję praktyczną...?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Taka sama jest z tyłu -
      DUM DUM DUUUUM :D

      Delete
    2. No to faktycznie zagwozdka :DDD

      Delete