15.10.17

Mój Vintage - Pamiątka z Sycylii

Mówi się, że są osoby torebkowe, apaszkowe i miłośnicy butów. Tak się składa, że nie należę do żadnej z grup, ale od czasu do czasu uda mi się coś upolować, tak jak ostatnio w Świdnicy, gdzie do zakupów w gratisie otrzymałam piękną apaszkę z lat pięćdziesiątych. Suwenir z Sycylii

    W moim ukochanym, zielonym kolorze, wykonana z nylonu, od razu podbiła moje serce, mimo niewielkich dziurek, które zabezpieczyłam bezbarwnym lakierem do paznokci. Lakier jest dobry na wszystko, szczególnie na rajstopy i pończochy, ale też na cieniutkie koszule, czy narzutki. Jeśli zauważyliście niewielkie dziurki, zaciągnięcia, to wystarczy naprawdę mała kropelka rozprowadzona z każdej strony, żeby uratować ubranko, czy pończochy przed pruciem się. Tylko nie przesadzajcie z ilością, bo skończycie z lekko połyskującym glutem wokół dziury.
  Identyczną chustę widziałam na Ooh la la, ale nim zdążyłam zareagować była już sprzedana. W dodatku cena (20$ bez wysyłki) trochę odstraszała. Bo tak jak wspominałam, nie jestem kolekcjonerem apaszek i mają dla mnie stanowić przede wszystkim ochronę szyi przed chłodkiem. Zawsze dobieram tylko takie, które pasują mi kolorystycznie, w ramach czego nie kończę ze stosem nienoszonych chust (które jednak uwielbiam i zawsze kradłam jakieś od mamełę, która ma ich całe wielkie pudło - ona ma do apaszek i szali oko, ja zdecydowanie nie).
  Co do samej chusty, to nie byłam 100% pewna jej wieku: jest nylonowa, nie poliestrowa, wykończona ręcznie, nie maszynowo, nie ma żadnych metek, a samą ikonografia wygląda na lata 40/50-te. Moje odczucia udało się potwierdzić po konsultacji na jednej z grup na FB poświęconych datowaniu odzieży i dodatków vintage. O ile z ubraniami nie mam większych problemów, chyba, że trafi mi się jakieś dziwadełko, to dodatki: buty, torby, apaszki, kapelusze, to dla mnie zawsze trochę terra incognita. Jest w tej dziedzinie mnóstwo specjalistów. Od toreb nawet w Polsce. Ale ja jakoś nigdy nie potrafiłam w dodatki. Może się kiedyś nauczę. Na razie polegam na innych i Wam to polecam. Jeśli nie jesteście pewni, kiedy powstał przedmiot, który wszedł w Wasze posiadanie, to zawsze lepiej zapytać osób, które zajmują się tym od lat i nie są Mirkami-handlarzami z polskich giełd staroci.
 
    Co do chust-suwenirów. Odkąd upowszechniły się podróże lotnicze, to tego typu pamiątki cieszyły się ogromną popularnością. Kilkadziesiąt lat temu były to rzeczy produkowane lokalnie, nie gdzieś w Azji, czy Ameryce Południowej. Najczęściej przedstawiały lokalną kulturę: najciekawsze zabytki, stroje ludowe, zwyczaje, elementy wzornictwa, czy też piękno natury. Dla osoby nabywającej i potem noszącej to po powrocie do ojczyzny, były tym czym opalenizna dla Polaków w latach dziewięćdziesiątych: sygnałem, że jest się wystarczająco zamożnym, by pozwolić sobie na dalekie podróże. Jak widzicie ludzie specjalnie się nie zmienili przez te kilkadziesiąt lat. Tylko formy lansu są trochę odmienne.

No comments:

Post a Comment