Tłum domagał się krwi, ale zamiast krwi będzie samo mięso.
Bo "Znachor" Netflixa jest produkcją wyjątkową. Zazwyczaj w polskim kinie i serialu, obserwujemy raczej pokraczne kostiumy, z czego tu radośnie się podśmiechujemy. A tutaj niespodzianka.
Nie dość, że ten film, któremu wróżono klęskę ze względu na to, że miał nie doścignąć poprzedniej (niepierwszej zresztą) adaptacji Jerzego Hoffmana, okazał się bardzo zgrabną, klimatyczną i przede wszystkim poruszającą produkcją. To jeszcze osoby odpowiedzialne za stronę wizualną tego spektaklu odwaliły naprawdę kawał dobrej roboty.
Do tego stopnia, że nawet polscy rekoni nie kręcą nosem. Niedawno nawet jedna z Krynolinek zachwalała i dawała pieczęć aprobaty.
Zanim jednak przejdziemy do kostiumów, to ode mnie parę pochwał za ingerencję w literacki oryginał i dodanie paru postaci (Zośka love), uwypuklenie kilku wątków (Marysia też love) i sprawienie, że opowiadana historia nie dość, że nadal grzeje serce, to jeszcze bardzo dobrze trafia do ludzi wychowanych w innych kulturach (chłopy płaczą!). To chyba znaczy, że nie trzeba wielkich, bogoojczyźnianych produkcji by sprzedać coś, co jest do szpiku kości polskie. Bo "Znachor" jest nasz w pełnej krasie. Także ten neftlixowy. Piękno krajobrazów, strojów regionalnych, wystrój chat, to wszystko, no i oczywiście fabuła, robią robotę. Dlatego, że ktoś pomyślał, przyłożył się, ewidentnie nie robił rzeczy na tzw. "odpie*dol". W tym wszystkim widać zamysł i staranność (czego za cholerę nie widać w "misyjnych" produktach serialopodobnych od TVP, czy nawet w pompowanym do granic absurdu "Królu" [choć tam coś próbowano. Inna sprawa, że w wielu elementach próby te skazane były na niepowodzenie]). Dostajemy w końcu film, na który nie trzeba kręcić nosem, zawieszać niewiary w świat przedstawiony, bo ten nie razi sztucznością i taniością. Dostępne środki użyto w możliwie najlepszy sposób.
Swoją drogą - podoba mi się pokazanie chłopów w tym filmie. Poprzednie wersje "Znachora", jak i oryginał książkowy, skupiały się na tym, że chłopi są zabobonni i dość głupi. W najnowszej adaptacji mieszkańcy wsi to ludzie z głową na karku, myślący racjonalnie, a ich problemem nie jest wiara w czary i gusła, ale brak kasy na prawdziwe leczenie. I jest to kilka razy dość dobitnie podkreślone. Jedyne zabiegi paramedyczne, jakie się odczyniają, dzieją się w mieście, w Warszawie (w tej roli brawurowe Miasto Zgierz i podwórko na Dąbrowskiego :D), wśród biedoty - również zdesperowanej brakiem perspektyw na normalne leczenie.
Analizy chłopskich i regionalnych ubrań (pasiaczki kochane <3) nie robię, bo to głównie proste bluzki, spódnice i chustki. Na plus to, że są dość mocno przechodzone i nie rażą nowością.
Jeszcze jeden smaczek: jedyne antysemickie uszczypliwości również padają z ust klasy wyższej, natomiast mieszkańcy wsi są z właścicielem austerii na spoko. To ciekawy zabieg w dobie narracji, że nie u nas to tylko niewykształceni i biedni nienawidzili Żydów. Aha, sure Jane.
Bardzo mi się nie podobała ta zabobonność w książce Dołęgi-Mostowicza, który sam pochodził ze sfer wyższych i zwyczajnie opisywał chłopów po klasistowsku i Wilczur miał jakąkolwiek wartość dlatego, że był wykształconym doktorem, a nie dobrym człowiekiem. W filmie Netflixa z tej narracji zrezygnowano i uwaga spoiler, nasz główny bohater żeni się pod koniec z młynarzową. I gitara.
Jeśli polskie kino kostiumowe/historyczne ma jakoś wyglądać, to życzyłabym sobie by wyglądało właśnie tak. Jeśli jeszcze nie widzieliście nowego "Znachora", to NATYCHMIAST MACIE TO ZROBIĆ!
A przy tym "Znachora" ogląda się naprawdę jak stary, polski film dobrej jakości. Nie śpieszy się za bardzo i nie jest głupkowaty. I serio, widząc po odbiorze wśród moich znajomych nie-z-Polski, jest dla naszego kina naprawdę bardzo dobrą promocją. Fajnie, jakby inni twórcy wzięli sobie to do serca i oszczędzili nam albo historii pt. Poland-bad, tudzież Poland-Messaiah! Można jakoś mniej z nadęciem, a lepiej.
Da się.
Ale, kończmy z tym, bo wszyscy jesteśmy tu dla kostiumów.
Odpowiada za nie Małgorzata Zacharska. Na swoim koncie ma też "Belle Epoque", które... wiecie, jakie było, ale najwidoczniej da się wyrobić. Albo nie wiem, 1930sy jej bardziej leżą. Niemniej, za "Znachora" szapo ba.
W pierwszych scenach filmu akcja dzieje się w roku 1920. W poczekalni kliniki, gdzie pracuje profesor Wilczur mamy parę bardzo ciekawych płaszczyków. Podobnie, jak na ulicach, w tle, statystki pomykają w naprawdę ciekawym odzieniu wierzchnim. Ciężko było mi je złapać, więc tym bardziej zachęcam do obejrzenia filmu. Tymczasem pierwszą stylizację, którą obserwujemy w pełnej krasie, to płaszcz i wdzianko żony Wilczura, która ucieka do swojego kochanka. Płaszcz jest mniam, wygląda właśnie na przełom 1910-20te lata, a pod nim czai się secesyjna suknia. Ujdzie, zważywszy, że pani profesorowa raczej od razu nie wskakiwałaby w najmodniejsze, krótkie stroje. Tym bardziej, że sama suknia jest tak piękna, podobnie jak nakrycie głowy. Płaszczyk widać dalej nieco lepiej i ma naprawdę wspaniały krój.
Przenosimy się 15 lat później i poznajemy dorosłą już Marysię. I Marysia jest absolutną królową, jeśli chodzi o kostiumy. Wszystkie jej kiecki są doskonałe. Mamy rok 1935 (widać to na paru napisach wykonanych kredą w kilku ujęciach). Sukienki są akurat jeśli chodzi o długość, krój i wzornictwo. Tutaj mamy dość standardową czarną sukienkę z ciekawym karczkiem i falbanką przy rękawach. Wygląda na oryginał, podobnie jak kapelusik.
O właśnie! Dodatkowy plus! Fryzury Marysi. Marysia nosi zazwyczaj koronę z warkoczy. Jest młodą dziewczyną, żyje na prowincji, wcale niekoniecznie musi do tego ścinać włosy. Na plus to, że nie chodzi wymalowana, co dodaje autentyzmu. Gdzie te wypindrzone panny z nowych "Chłopów" z laminacją brwi, przedłużonymi rzęsami i wymalowane jak na imprezę w Witoni? Ludzie, dajcie żyć.
Marysia jest absolutnie cudowna. Więcej Maryś w filmach.
Następnie widzimy Marysię w tej cudnej sukience w kwiatuszki! Wygląda na oryginał z lat trzydziestych, a jeśli nie, to świetnie odwzorowano zarówno krój, jak i materiał. Sukienka ma trzy gipiurowe aplikacje przy dekolcie, do tego paseczek nieco ponad naturalnym wcięciem w talii (zgadza się!) do tego bohaterka sobie ją customizuje, co jak najbardziej jest zgodne z realiami. Kobiety nie miały tak wiele ubrań, jak obecnie. Do tego ich pranie było uciążliwe, dlatego, by ożywić sobie stylówki, doszywano kołnierzyki, czy ozdobne mankiety i usuwano je i wymieniano na inne, kiedy zaszła potrzeba. Tę sukienkę widzimy w paru scenach także z fartuszkiem, kiedy bohaterka idzie do pracy i zasuwa przy barze. Zresztą, fartuszki też wyglądają na epokowe.
Kolejna sukienka, w grochy, z kołnierzem także wygląda jak oryginał albo na bardzo dobrze wykonaną kopię z historycznego wykroju. Do tego kapelusik, który Marysia nosi w paru scenach na boku głowy. Wygląda to bardzo uroczo i dziewczęco, a jednocześnie nie pogwałca realiów. Brawo Marysia!
Swoją drogą, tak na marginesie. W paru scenach u chłopskich kobiet zauważyłam poprzecierane bluzki z niedużymi dziurkami, toteż zakładam, że oryginałów używano. A to, że są znoszone też działa dobrze na ogólny odbiór całości.
Kolejny krój idealny na 1935 rok. Nie wiem czy oryginał, ale wygląda bosko! Kołnierzyk, lekkie bufki, trochę dłuższa spódnica. Bardzo udana sukienka. Marysia zresztą chały nie nosi.
Przechodzimy do baronowej. Ta kiecka w kolorze lila chyba nie jest oryginalna, ale kojarzę wykrój, z którego mogła być robiona (niemiecki magazyn, wiosna 1935), bo zasadzałam się na zrobienie jej :D Na chęciach się skończyło. Co mi się nie podoba, ta jedna rzecz, co jestem na nie, to spinki u Izy Kuny - źle one się prezentują noooo - może trzeba było ich użyć, bo aktorce prostowały się włosy? (znam ten ból), może stał za tym jakiś artystyczny pomysł, nie wiem, ale one nie wyglądają dobrze. Parę osób czepiało się, że średnia ta fryzura jest, ale sądzę, że za inspo robiła tutaj Bette Davis. Dla mnie fryz uchodzi. Nie boli mnie.
Bette Davis dla porównania.
Ta urocza dziewuszka pojawia się w jednej, krótkiej scence, ale nawet ona ma bardzo epokowy strój. I to chyba oryginalny. Widzę dyndający metalowy zameczek, dość częste rozwiązanie w odzieży dziecięcej z tego okresu. Miałam kiedyś w sklepie parę takich maluchów i zarówno wzorkami, jak i krojem wyglądały bardzo podobnie. Patrzcie, nawet dzieci da się dobrze ubrać do filmu! BRAWO!
Ta sukienka mi robi. Niestety widzimy ją w jednej scenie i to bardzo krótko. Ale ten kołnierz, krój do połowy łydki, a przede wszystkim baloniaste rękawy, zebrane przy długim mankiecie z serią guziczków. Bogactwo. Coś cudownego.
Ej, czy to kiecka z Retromanii? Ola, odezwij się :D Cudowny jest ten kiec, ale bardzo trudno go uchwycić w całości. Krój doskonały, do tego ten śliczniutki kołnierzyk, powlekane guziczki, rękawki... No wszystko. Kwintesencja połowy lat trzydziestych. Widziałam bardzo podobne w niemieckich wykrojach i zawsze chciałam taką sukienkę mieć.
Trudno złapać ten zestaw, bo ciemnica, ale kremowy płaszcz z futrzanym kołnierzem i szerokimi rękawami jest niezwykle stylowy. Nie do końca leży mi toczek, ale ujdzie w tłumie. Musicie zobaczyć film, by podziwiać ten płaszcz w ruchu. Jest miau.
Te spinki to zło. Naprawdę. Zmieniłabym też piórko przy toczku i broszkę, ale pelerynka wygląda niezwykle godnie.
Marysia po wypadku ma piękną, jedwabną chustkę w kwiaty, a do tego klasyczną sukienkę granatową w groszki. Prosta, acz bardzo ładna i nawet kiedy bohaterka leży w niej na trawie i szlocha, to kiec wygląda cudownie. Chyba to oryginał, ale jeśli nie, to naprawdę dobrze wykonana kopia.
Och boziu! Ten sukienko-płaszczyk. W jednym ujęciu widzimy jego tył. U mnie wywołał palpitacje serca. Jest niezwykle wdzięczny. Te rękawki, guziczki i ciekawie wykrojony dekolt, do tego niezbyt opięty przy tyle, a jednak nie deformujący sylwetki. No i ceglany kolor. Coś wspaniałego.
W ogólnym zestawieniu trochę wygląda ten zestaw newlookowo, ale kapelusz nadaje się też na lata trzydzieste, podobnie jak szerszy płaszcz. Te dwa przeszycia dają jednak bardziej przedwojenny feel, aczkolwiek futrzak trochę daje późniejszymi latami. Ale nie ma tragedii. Ujdzie.
Ta pani pojawia się przez kilka sekund, ale rozwala system wspaniałym kapeluszem, pięknym, szerokim, haftowanym kołnierzykiem i płaszczem. Wow!
Na marginesie, w wielu ujęciach pojawiają się oryginalne torebki. Baronowa ma cudną gobelinową, Marysia prostą skórzaną (widać jej środek!).
Ta stylówka! Ten płaszcz i piękny toczek, do tego strojna bluzka. Sylwetka przecudna. Jak Smosarska w jakimś romansidle. Widać pieniądz.
A tutaj widzimy fartuszek dokoptowany do sukienki i tę samą kiecuszkę już bez niego. Panel satynowy w jej pasie i lekka luźność, a także to, że w jednym ujęciu widzimy jak Ruta biegnie i widać dość dobrze metalowe zatrzaski, dają sygnał, że to oryginał. Doskonała, prosta sukienka z lat trzydziestych bez udziwnień. Kolejne brawo!
Niedawno miałam w sklepie podobną koszulę nocną w nieduże kwiatki i sukienkę z takimi własnie "dziurawymi" rękawami. Aż mi się smutno zrobiło, że je przehandlowałam. Koszula nocna Marysi jest ewidentnie tym, jak powinna wyglądać bielizna nocna w połowie lat trzydziestych. Kolejny, mniamniuśny kąsek.
Na stacji mamy wiele statystek, a każda prześlicznie ubrania. Da się? Da się! I to w Polsce!
Ten płaszcz pojawia się przez kilka sekund, ale nigdy go nie zapomnę. Jest doskonały. ;_; Cud
A do tej kreacji po domu nie jestem przekonana do końca. Wzornictwo trochę daje latami siedemdziesiątymi, ale nie wiem... Może i by uszło? Mi nie do końca się to podoba.
Kiecka z tłoczonymi wzorkami, kapelusik i fryz, wszystko. Czysta doskonałość i szkoda, że nie widzieliśmy akurat tej sukienki więcej niż przez parę sekund, podczas rozprawy. Wspaniałość!
Marysiowy płaszczyk z przeszyciami przy szerokim kołnierzu. Podobne popularne były w niemieckich pisemkach o modzie w latach 1936-8. Śliczny jest swoją drogą!
Suknia ślubna Marysi wygląda na oryginał. W jednym ujęciu widzimy jej detale (cudowne marszczenia), do tego ten piękny, nieuwspółcześniony welon. Bardzo udane i bez glamoryzacji.
No i to na tyle, jeśli chodzi o "Znachora".
Zachęcam Was raz jeszcze do obejrzenia i pocieszenia oczu. Naprawdę warto!
Skriny rzecz jasna pochodzą z Netflixa.